Nie wiem, jak u Was, ale za moim oknem piętrzą się zwały śniegu, zimny wiatr smaga bezlitośnie, a ja mam ochotę schować się pod kocem i wynurzyć się dopiero w okolicach kwietnia. A póki co, będzie tylko gorzej. W tak nieprzyjaznej aurze tym cenniejsze są odkrycia w stylu wakacyjnego kryminału Bożeny Gałczyńskiej-Szurek.
Monachos, bo o tej książce tu mowa, rozgrzewa nie tylko kryminalną intrygą, ale przede wszystkim greckimi krajobrazami. Lazurowa woda, powalający upał, śródziemnomorska roślinność i posągowi Grecy – czegóż chcieć więcej w długie, zimowe wieczory?
Gałczyńska-Szurek znalazła fantastyczną lokalizację dla swojej powieści. I nie mówię tu tylko o samej Grecji, ale o niezwykłym, niczym wyjętym z przeszłości, miejscu - Autonomicznej Republice Góry Athos. Jest to położony na odosobnionym od stałego lądu wzniesieniu, zespół klasztorów, w których od stuleci mieszkają prawosławni mnisi. Prowadzą bardzo surowy tryb życia, przynajmniej z pozoru odporni są na nowinki technologiczne i nieprzychylnie patrzą na odwiedzających ich tereny obcych. Co ciekawe, wciąż istnieje zakaz wstępu na Athos dla kobiet.
To jednak nie powstrzymuje Klary, policyjnej psycholog, głównej bohaterki Monachos, od poprowadzenia tam śledztwa. Ponieważ na Athos zostało popełnione morderstwo. Przynajmniej tak twierdzi Tasos, znajomy Klary, pracownik Interpolu, któremu powierzono rozwiązanie tej zagadki. Ciała dwóch mężczyzn znaleziono u stóp klifu u wybrzeży Athos. Klasztorny przeor utrzymuje, że musiał to być nieszczęśliwy wypadek. Węszący wśród duchownych Tasos i przebrana za mnicha Klara są jednak innego zdania.
Jednocześnie z prowadzonym śledztwem toczy się, głównie we wspomnieniach Klary, drugi wątek – rodzinnej tragedii sprzed lat. Klara wraca do domu, w którym kiedyś mieszkała ze swoim ojcem archeologiem i w którym miały miejsce burzliwe wydarzenia, dotąd niewyjaśnione. Teraz prawda powoli zacznie wypływać na światło dzienne.
Widać, że autorka doskonale zna opisywane przez siebie miejsca. W świecie przedstawionym nie ma więc zakłamań, czytelnik czuje się, jakby sam przemierzał rozgrzane słońcem greckie bezdroża. Pisarka wiarygodnie oddaje kulturę współczesnych Greków, obyczaje między nimi panujące – chociażby zaskakujący patriarchat, który najwyraźniej w tych rejonach południowej Europy ma się wciąż całkiem dobrze.
Co mi trochę przeszkadzało, to liczne przypisy, w których autorka wyjaśnia znaczenie specyficznych greckich wyrażeń czy szczegóły podawanych nazw geograficznych. Niektóre z nich są zupełnie oczywiste (każdy średnio inteligentny człowiek wie, cóż to takiego Peloponez), a co za tym idzie, tłumaczenia były zbędne i tylko zakłócały płynność narracji. Nie rozumiem też zabiegu zapisywania części dialogów w alfabecie greckim, a potem przekładania ich, naturalnie w przypisach.
Monachos to lekka, wakacyjna lektura z dreszczykiem. Napisana z miłością do Grecji i zarażająca tym uczuciem czytelników. Uważam, że w kraju, w którym przez pięć miesięcy w roku panuje zima, takich lektur powinno powstawać więcej i powinny być one obowiązkowe. Na wszelkie depresje, chandry i inne braki witaminy D.
Bożena Gałczyńska-Szurek
Monachos
Szara Godzina
Katowice, 2013
250 s.