Mistrz, a zarazem twórca podgatunku kryminałów neomilicyjnych, Ryszard Ćwirlej, tym razem przenosi nas w czasy współczesne. W Jedynym wyjściu nie zabraknie jednak znanych nam już z wcześniejszych książek bohaterów. A i śmieszno-straszny klimat lat 80-tych, bezbłędnie opisywany przez wielkopolskiego autora, wyziera z jego najnowszej powieści.
Aneta jest młodą i równie ambitną, co niedocenioną policjantką z podpoznańskiej wsi. Rutynę jej codziennej pracy polegającej na bieganiu po drożdżówki dla kolegów przerywają dramatyczne wydarzenia. Syn miejscowego biznesmena o gangsterskiej przeszłości zostaje uprowadzony, a porywacze żądają wysokiego okupu. Wkrótce potem znika przyjaciółka Anety z czasów szkolnych. Nadzieje na to, że uciekła od pozostawiającego wiele do życzenia męża szybko umierają. Obie sprawy zaczynają łączyć się ze sobą, a w ich rozwiązaniu Aneta będzie grała kluczową rolę.
Inny autor kryminałów retro, Marcin Wroński, twierdzi, iż Ryszard Ćwirlej napisał kryminał feministyczny. Dużo w tym racji, bo w Jedynym wyjściu Ćwirlej staje po stronie kobiet. Pokazuje, iż szczególnie w tak stereotypowo męskim zawodzie jak służba w policji, są one traktowane gorzej od swoich kolegów, nierzadko wręcz z przymrużeniem oka. Ale pisarz daje nauczkę tej bandzie szowinistycznych ramoli. Kreuje wyrazistą bohaterkę, która swoją inteligencją i odwagą prześciga męskie towarzystwo o kilka długości. I to dzięki niej znów zapanuje porządek na wielkopolskiej wsi.
Dobra wiadomość dla wielbicieli cyklu Ćwirleja o poznańskich milicjantach jest taka, że choć w Jedynym wyjściu znajdujemy się już w XXI wieku, a miniony system dawno odszedł w niebyt, to nasi ulubieni bohaterowie wręcz przeciwnie. Spotkamy wszystkich: Mariusza Blaszkowskiego i Freda Marcinkowskiego, Mirka Brodziaka i Teosia Olkiewicza. Różny ich spotkał los po roku 1989. Zdradzę tylko tyle, że nie wszyscy z nich wciąż służą w policji. Ale najwyraźniej tego fachu, jak jazdy na rowerze, nie zapomina się, więc każdy z nich na swój sposób będzie zamieszany w prowadzone śledztwo.
Osadzoną w teraźniejszości powieść Ćwirleja czyta się z równym zainteresowaniem jak dotychczasowe pozycje. Choć autor co rusz nawiązuje do lat 80-tych, to jednocześnie udowadnia, że tak samo wnikliwie potrafi obserwować współczesną rzeczywistość. Ćwirlej po prostu jest znakomitym pisarzem, bez względu na czasy, z którymi mierzy się w swojej twórczości.
Niestety redakcja książki, sądząc po stopce wydawniczej powierzona firmie Cała Jaskrawość, równie znakomita nie jest. Jeżeli zwykły czytelnik, taki jak ja, wyłapuje błędy logiczne w tekście, również doświadczony redaktor powinien je zauważyć. No bo na przykład najpierw karteczka z szyfrem zostaje wyrzucona do kosza, by po jakichś stu stronach znów odnaleźć się w notesie, z którego została wyjęta. Albo wąs Freda Marcinkowskiego na stronie 187 nie ma na sobie śladu siwizny, a jego właściciel dorobił się brzucha i drugiego podbródka, by na stronie 249 zbieleć, a samemu Marcinkowskiemu pozwolić zachować szczupłą sylwetkę. Słowem, autor wykonał kawał roboty, a redaktor zostawił go samemu sobie.
Jestem jednak pewna, że czytelnicy poznańskiego pisarza samego sobie nie zostawią. Bo każda nowa książka jego autorstwa to niezła gratka nie tylko dla wielbicieli kryminałów, ale fanów literatury w ogóle. Jedyne wyjście jest takie – czytajcie powieści Ryszarda Ćwirleja!
Ryszard Ćwirlej
Jedyne wyjście
Filia
Poznań, 2015
463 s.