Choć Robert Ludlum nie żyje już od czternastu lat, najsławniejszy stworzony przez pisarza bohater, Jason Bourne ma się znakomicie. Właśnie wyszła w Polsce dziesiąta część jego przygód napisana przez Erica Van Lustbadera (trzy pierwsze wyszły spod pióra Ludlama, pozostałe to dzieła Lustbadera) pod tytułem Imperatyw Bourne`a.
Bourne przeżywa déjà vu. Podczas wędkowania w Szwecji zamiast ryby wyławia z jeziora postrzelonego w skroń mężczyznę. Okazuje się, iż doznał on amnezji i niczego nie pamięta. Za to świetnie mówi w kilku językach i sprawnie posługuje się bronią. Słowem, przytrafia mu się zupełnie to samo, co Jasonowi w otwierającej cykl Tożsamości Bourne`a.
Bourne stara się dowiedzieć, co przydarzyło się uratowanemu mężczyźnie, a z pomocą przychodzi mu atrakcyjna Rebeka, która podobnie jak Jason, zerwała się ze smyczy swojej rodzimej agencji. A że był to izraelski Mossad, który zdrady nie wybacza nigdy, po piętach depczą im nasłani zabójcy. Para renegatów natrafia na spisek zadzierzgnięty przez przełożonego Rebeki - pułkownika Ben Davida - wespół z chińskim wywiadem i meksykańskim kartelem narkotykowym.
Główny wątek to prawdziwy koktajl Mołotowa. Dzieje się sporo, akcja przenosi się między kolejnymi lokacjami: Szwecja, Liban, Paryż, Waszyngton, Meksyk - prawdziwa karuzela ze świstającymi nad głowami kulami. Trup ściele się gęsto, możemy też liczyć na zaskakujące zwroty akcji. Imperatyw... to solidna porcja sensacji naśladująca styl Ludluma.
Rozczarowuje za to wątek meksykański. Van Lustbader zdecydowanie przesadził z ilością wykreowanych bohaterów i stopniem skomplikowania ich życiorysów. Do tego dominuje tu narracja rodem z południowoamerykańskiej telenoweli. Maceo Encarnacion - baron trzęsący narkobiznesem - ma ambicje podbicia rynków międzynarodowych. A w przerwach w zdobywaniu świata, kopuluje na lewo i prawo, i chyba sam już zgubił rachubę, czy potomka ma ze swoją żoną czy może z własną córką (sic!). Takie nadmierne kombinacje fabularne nie wychodzą książce na dobre.
Mimo wszystko jednak Imperatyw... to niezła sensacja i rozrywka. Choć porównując sequele Lustbadera do oryginalnych powieści Ludluma, trudno nie zauważyć różnicy w poziomie literackim, niestety na niekorzyść tego pierwszego. Długo można by się rozwodzić nad sensownością pośmiertnych kontynuacji powieściowych cyklów i wykorzystywania przez naśladowców marki, jaką stworzył bestsellerowy autor. Jeżeli jednak tęsknicie za Jasonem Bournem, sięgnijcie po Imperatyw... A na deser najlepiej obejrzyjcie film z Mattem Damonem.
Eric Van Lustbader, Robert Ludlum
Imperatyw Bourne`a
przeł. Jan Kraśko
Albatros A. Kuryłowicz
Warszawa, 2015
432 s.