Można już powiedzieć, że wieki upłynęły, odkąd Marek Krajewski wydał w 1999 roku Śmierć w Breslau - pierwszą powieść o przedwojennym Wrocławiu. Od tego czasu polski kryminał retro zyskuje coraz szersze rzesze fanów, coraz więcej autorów sięga właśnie po ten podgatunek, a kolejne miasta zdobywają sobie piewców swojej przeszłości. Do zaszczytnego grona, na które składa się chociażby wspomniany Wrocław Krajewskiego, Lublin Wrońskiego czy Poznań Ćwirleja, dołączyła też Łódź Krzysztofa Beśki. Dołączyła już dwa lata temu, kiedy to ukazała się pierwsza część łódzkiej trylogii, Trzeci brzeg Styksu. Niedawno pod patronatem Kawiarenki Kryminalnej wyszedł drugi jej tom – Pozdrowienia z Londynu.
Mieszkańcy Łodzi ostatniej dekady XIX wieku nie zaznają spokoju. Miastem wstrząsa wieść o brutalnych morderstwach, jakie dokonywane są na panienkach lekkich obyczajów. Policja wynajduje winnych, jednak zbrodnie nie ustają. Do tego uwagę społeczeństwa skupiają na sobie wydarzenia innego rodzaju. Strajk fabrycznych robotników, nazwany później buntem łódzkim, przyćmiewa krwawe mordy, które łudząco przypominają te z londyńskiej dzielnicy Whitechapel, autorstwa niejakiego...Kuby Rozpruwacza. Czy to sam Jack the Ripper – którego przecież nigdy tak naprawdę nie schwytano – przeniósł się do Łodzi, czy też znalazł on sobie godnego siebie plagiatora? Tę sprawę rozwikłać może jedynie prywatny detektyw.
I tu z pomocą przychodzi, poznany już przez czytelników w Trzecim brzegu Styksu, Stanisław Berg. A raczej przyszedłby, gdyby można go było odnaleźć. Berg ma złamane serce i zapija smutki gdzieś w zaciszu łódzkich spelun, w towarzystwie często doborowym, w którym możemy rozpoznać prawdziwych polskich literatów. Ale gdy Berg otrząśnie się już ze swych traum, raźno ruszy do akcji.
Stanisław Berg to postać nietuzinkowa, budząca sympatię. Genialny w swoim fachu, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, chętnie umorusa się aż po łokcie w swojej detektywistycznej robocie, byle tylko dojść do prawdy. Łódzcy złoczyńcy mogą już szczękać zębami ze strachu, bo Berg pojawia się znikąd w kulminacyjnych momentach i zaprowadza porządek, szarmancko broni dam, a do tego potrafi przebierać się za różne postacie, stając się nie do poznania dla reszty otoczenia.
Jednym z głównych atutów Pozdrowień z Londynu jest aura, w jaką autor osnuwa opisywane miasto i całą swoją powieść. Łódź końca XIX wieku jest mroczna i pełna tajemnic, jak i sama książka Krzysztofa Beśki. Nad miastem królują kopcące z kominów fabryki włókiennicze, pełne pracujących po kilkanaście godzin dziennie robotników i robotnic. Zasnute szarymi smugami przemysłowych wyziewów miasto kryje jednak w swych zakamarkach także urocze zakątki: piękne kamienice, zielone parki, kuszące asortymentem cukiernie, dostojne kościoły.
Beśka z pietyzmem odtworzył topografię dziewiętnastowiecznej Łodzi, obok kryminału, pisząc swoisty przewodnik po tej miejscowości. Przewodnik to jednak niezwykły, bo oddający atmosferę łódzkich ulic, na których mieszają się kultury, a przed oczami czytelnika przewija się burzliwa historia tamtych czasów. Beśka po raz kolejny ocalił tę swoistą Ziemię obiecaną od zapomnienia.
Autor zastosował dla swej opowieści retro współczesną klamrę kompozycyjną (podobnie jak zwykł czynić Marek Krajewski), sprytnie ujmując historię w całość. Warto też zwrócić uwagę na język, jakiego używają bohaterowie – stylizowany na opisywaną epokę, ale tylko na tyle, by oddać klimat tamtych lat i nie przytłoczyć odbiorcy nadmiarem fachowych czy starodawnych terminów lub niedzisiejszych konstrukcji składniowych.
Na koniec chciałam jeszcze pochwalić samo graficzne, bardzo ładne i ze smakiem stworzone wydanie książki. Opracowana przez Michała Pawłowskiego okładka powieści stanowi godną jej zawartości wizytówkę.
Krzysztof Beśka na swoim blogu wyjawia, że postawił już ostatnią kropkę w Dolinie Popiołów, finalnej części zapowiadanej trylogii. Nam – czytelnikom – pozostaje więc tylko grzecznie czekać na kolejną literacką ucztę.
Krzysztof Beśka
Pozdrowienia z Londynu
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań, 2014
424 s.