Jeżeli ktoś jeszcze nie dowierzał po premierze znakomitego „Czerwonego jeziora” – bo to przecież debiut, więc trudno wyciągać dalej idące wnioski – że oto na polskim rynku powieści gatunkowej pojawiła się pisarka wybitnie uzdolniona, to po przeczytaniu „Dzikich psów” z pewnością wszelkie wątpliwości taki niedowiarek wyrzuci w kąt. Julia Łapińska – bo o niej mowa – wie, o czym chce pisać, jak to zrobić i doskonale swój literacki plan realizuje. Zapraszam na czytelniczą ucztę.
W Bornem Sulinowie i okolicach nastała sroga zima. Jezioro Pile zamarzło, trzaskający mróz szczypie po nosach mieszkańców i przyjezdnych. A tych drugich trochę się zjeżdża do Dąbrowicy, gdzie w wynajmowanym domu Kuba Krall – znany nam już z „Czerwonego jeziora” fotoreporter wojenny – organizuje imprezę sylwestrową. Ta jednak skończy się tragicznie. Jeden z uczestników przyjęcia zostaje zastrzelony.
Podejrzenia padają na pozostałych imprezowiczów, w pewnym stopniu osadzając powieść w schemacie zagadki zamkniętego pokoju. To ekipa znająca się jeszcze z dawnych czasów, gdy połączyły ich dramatyczne wojenne przeżycia na frontach wojny w Afganistanie. Mamy tu więc operatora filmowego z dość głupiutką kolejną miłością u boku, dokumentalistkę, reportera, a nawet zawodowego snajpera.
Jest też Inga Rojczyk, podkomisarz policji, która wraz z Krallem jest protagonistką historii opisywanych przez Julię Łapińską. Inga ma problemy małżeńskie, na przyjęcie przychodzi więc bez męża. Szybko będzie jednak musiała porzucić zabawę i zająć się śledztwem, w którym sekunduje jej fotoreporter.
Ta zaprzyjaźniona para (której relacja jest niezwykle ciekawa i fabularnie rozwojowa) trafia na trop prowadzący ich dalej od zamkniętego kręgu podejrzanych z domku nad jeziorem, a w paszczę lokalnych układów, małomiasteczkowej mentalności i brudnej polityki.
Większość chciałaby przecież, by sprawcami zbrodni okazali się dwaj nastolatkowie o śniadej cerze i wschodnim pochodzeniu. Tak by było najprościej. Łapińska przez pryzmat swoich bohaterów pokazuje naszą polską zaściankową, ksenofobiczną i nacjonalistyczną gębę. „Dzikie psy”to powieść polityczna, bezbłędnie wytykająca przewinienia rządzących – nawiązania do obecnej sytuacji w naszym kraju są doskonale w niej widoczne i przyprawiają o dreszcze przerażenia większe nawet niż intryga kryminalna.
Bo ta jest tu tylko pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o nas samych, o rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Pisarka nie boi się poruszać palących problemów społecznych i wytykać palcem winnych: tragicznej sytuacji uchodźców na polsko-białoruskiej granicy, cierpiących na problemy psychiczne nastolatków, mniejszości narodowych, którym przyszło osiedlić się nad Wisłą.
Pokajać powinni się zarówno oczadziali żądzą władzy politycy z rasistowskimi frazesami na ustach, ale i zwykli obywatele, którzy pozwalają się omamić tymi łatwymi, ale etycznie obrzydliwymi rozwiązaniami.
Kryminał Julii Łapińskiej jest dowodem na to, że współczesna powieść gatunkowa może być doskonałym medium, w którym porusza się istotne społecznie tematy – i serca oraz sumienia czytelników.
Mamy tu też z rozmysłem wykreowane postacie, którym bliżej do szarości niż czarno-białych stereotypów. Inga Rojczyk jest policjantką nietypową – wykształconą, elokwentną, wiedzącą, czego od życia chce, a czego nie. I odważną – co nie zawsze działa na jej korzyść. Kuba z kolei to dobry przyjaciel. Mężczyzna z przeszłością. I ze złamanym nosem. No i jest też pies... Dziki, ale z nadzieją na oswojenie.
Świetnie w „Dzikich psach” jest też pokazany duszny klimat małego miasteczka (ale i pojawia się wniosek, że ta pełna uprzedzeń atmosfera raczej nie zależy od lokalizacji, a od samych ludzi, którzy mogą być idiotami pod każdą szerokością geograficzną). Mamy tu więc prawicowych polityków Partii Prawdy, których poczynania zdaje się inspirować Rosja, ale i przeciętnych Kowalskich z obawą spoglądających na ludzi uciekających przed wojną, tylko dlatego, że mają inny odcień skóry. Choć i przyzwoitych nie brakuje, ot, chociażby pojawia się pewien bezdomny, który może i nie ma dachu nad głową, ale chęć pomocy niesionej potrzebującym już tak.
Choć „Dzikie psy” to drugi tom serii z Kubą Krallem i Ingą Rojczyk (a i spotkamy tu kilka innych znajomych z „Czerwonego jeziora” postaci), to można go spokojnie czytać bez lektury części pierwszej (aczkolwiek z pewnością zaraz będziecie chcieli nadrobić zaległości).
Julia Łapińska pisze pięknym językiem, w czasie teraźniejszym, krótkimi rozdziałami, dynamicznie. Powieść się pochłania, a potem... pozostaje tylko czekać na ciąg dalszy.
Julia Łapińska
„Dzikie psy”
Wydawnictwo Agora
Warszawa, 2023
446 s.