Choć to czwarty tom serii o przebojowej pani detektyw Jessice Shaw, to bez problemu można sięgnąć po „Samotne serca”, nie znając wcześniejszych części. Lisa Gray zabiera nas do gorącej Kalifornii i Arizony, gdzie poznamy sekrety klubu Samotnych Serc zrzeszającego kobiety chcące nawiązać bliższą relację z... więźniami.
Jessica Shaw zostaje wynajęta do odnalezienia dawno już zaginionej Veroniki. Kobieta należała do tytułowego klubu Samotnych Serc – serwisu korespondencyjnego dla tych, które pragnęły zaprzyjaźnić się z więźniami. Wybranek Veroniki to Travis – seryjny morderca skazany na karę śmierci i oczekujący na nią za kratami.
Kiedy Jessica przyjmuje sprawę, Travis już dawno nie żyje, wyrok wykonano. Jednak Veronica najwyraźniej dalej ma powody do strachu i do tego, by się ukrywać. Shaw rusza skrupulatnie, krok po kroku, jej śladem.
W tym samym czasie policja prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci Jordany. To pisarka, która po tym, gdy w przeszłości zniknęła Veronica, wyszła za mąż za Travisa. Teraz nie żyje, a jej morderca najwyraźniej nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Obie sprawy zaczynają się ze sobą łączyć.
Można by się dziwić, co przyciąga kobiety do osadzonych. Dlaczego podkochują się w kryminalistach. Jest nawet na to specjalistyczna nazwa – hybristofilia, czyli sytuacja, w której obiektami pożądania seksualnego stają się osoby popełniające przestępstwa. Historia zna przecież całkiem spektakularne przypadki – wszak seryjni mordercy-celebryci, tacy jak Ted Bundy czy Charles Manson mieli wianuszek starających się o ich względy wielbicielek.
Ciekawy jest fakt – poruszony także w książce – że społeczeństwo dąży do gloryfikowania takich popularnych zbrodniarzy, a w ogóle zapomina o ofiarach. Gray szuka źródeł zła tkwiącego w bohaterach. Udowadnia, że nie bierze się ono znikąd.
Choć autorka jest Szkotką, to akcję swoich powieści postanowiła osadzić – ze względu na swoje własne miłości literackie takie jak powieści Lee Childa czy Michaela Connelly'ego – w Stanach. I doskonale oddaje klimat tamtych stron, choć co jakiś czas decyduje się też na wtrącenia, które ujawniają jej pochodzenie (bohaterka ponad irlandzkiego jamesona wybiera szkocką czy też inny przykład – pojawia się porównanie do popularnego głównie na wyspach serialu „Doktor Who”).
Jessica Shaw to silna kobieca postać, dla której praca jest najważniejsza. Detektywka żyje na walizkach (aktualnie mieszka w motelu, wcześniej zajmowała przyczepę kempingową) pije whisky, robi sobie tatuaże i stara się wyzwolić z raczej niezdrowego zauroczenia swoim szefem, Connorem. Tę relację pisarka buduje w trakcie całej serii na zasadzie ciągłego zastanawiania się, czy bohaterowie zejdą się wreszcie, czy też nie.
Jedna drobna uwaga do tłumaczki – we fragmencie, w którym taksówkarz przyjmuje zlecenie od dyspozytorki, założę się, że w oryginale nie mówi: „tu Roger”, tylko „roger that”, czyli „przyjąłem”.
Jessica Shaw zazwyczaj zajmuje się sprawami osób zaginionych. A Lisa Gray doskonale pokazała wszystkie procedury, sposoby, których można użyć podczas tego rodzaju śledztwa. Widać solidny research.
„Samotne serca” to rasowy kryminał z ciekawą bohaterką w roli głównej, który z pewnością rozgrzeje emocje w długie, chłodne jesienne wieczory.
Lisa Gray
„Samotne serca”
przeł. Joanna Golik-Skitał
Wydawnictwo Słowne. Mroczne
Warszawa, 2022
352s.
Wywiad z Lisą Gray przeczytasz TU.