Nie samym kryminałem czytelnik żyje i nie raz ma ochotę oderwać się choć na chwilę od codziennej szarzyzny czy mroku na stronicach wertowanej właśnie książki. Co wtedy? Wtedy z pomocą przychodzą Czesi i ich sławetny humor. Poznajcie „Saturnina”. To powieść Zdenka Jirotki, którą nasi południowi sąsiedzi uznali za Książkę Stulecia. „Saturnin” pokonał w tej konkurencji nawet „Szwejka”.
„Saturnin” wkroczył z rozmachem do historii czeskiej literatury w 1942 roku. Wydawnictwo Afera zrobiło nam tę przyjemność i po sześćdziesięciu latach od pierwszej polskiej publikacji wznowiło bestseller Jirotki. Bierzcie więc i się radujcie.
Oto Saturnin, sługa niepokorny. Właśnie zostaje zatrudniony przez głównego bohatera, a zarazem narratora powieści. Protagonista, biedak, nie wie, co czyni. Saturnin wywróci jego ułożone, nudnawe życie do góry nogami. Zacznie od tego, że bez pytania i w dość podejrzanych okolicznościach przeprowadzi swojego pana z wygodnego mieszkania w kamienicy na barkę zacumowaną u wybrzeży Wełtawy. Będzie też rozpowiadać na mieście niestworzone historie na temat swojego pracodawcy, dzięki czemu ten zyska uznanie, szczególnie wśród płci pięknej.
Saturnin potrafi sobie poradzić nawet z ciotką Kateřiną, wielbicielką przysłów, która jest najbardziej upiorną postacią występującą w tej historii. Ciotka Kateřina, wraz z uczepionym jej spódnicy synalkiem – darmozjadem imieniem Milouš, stanowi uosobienie rzepa, który, gdy dorwie się do psiego ogona, to już nie popuści. W charakterze ogona występują tu nieszczęśnicy – członkowie rodziny Kateřiny.
Wszyscy oni jadą na wspólne wakacje do domu dziadka. Jest też z nimi doktor Vlach, przyjaciel rodziny, oraz piękna Barbora, do której smali cholewy nasz główny bohater. A potem spada deszcz i zarywa się mostek, który stanowi jedyną drogę łączącą rozbitków z cywilizacją. W tak klaustrofobicznych warunkach, z widmem kończących się zapasów żywnościowych oraz – co gorsza – z ciotką Kateřiną na karku, nietrudno o zbiorowe wariactwo. Ale spokojnie, jest przecież Saturnin...
Zdeněk Jirotka nie ukrywał, że pisząc swoją debiutancką powieść, wzorował się na brytyjskim autorze P. G. Woodhousie, który przez lata tworzył kolejne tomy przygód kamerdynera Jeevesa. (U nas te tytuły są w zasadzie nie do zdobycia. Ja mój egzemplarz wygrzebałam za pięć złotych w Internecie, był wydany w 1984 roku, i sądząc po pieczątkach, pierwotnie ukradziony z jednej z bibliotek...).
Czytając „Saturnina”, nie sposób się też opędzić od skojarzeń z utworami Jerome'a K. Jerome'a o pamiętnych trzech panach („Trzech panów w łódce (nie licząc psa)”, „Trzech panów w Niemczech (tym razem bez psa)”). Wpływy angielskiego humoru w utworze Jirotki są oczywiste, jednak autor przemyca do niej charakterystyczny, czeski klimat lekkiej opowieści.
Choć sam koncept młodego, dobrze sytuowanego mężczyzny, który zatrudnia służącego, by ten robił mu zakupy, czy dbał o jego garderobę, w XXI wieku mógłby się wydać nieprzystający do rzeczywistości, czytelnikowi w ogóle to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, od razu kupujemy świat przedstawiony i wchodzimy w historię z dziką ciekawością, co też tym razem wywinie Saturnin.Opowieść napakowana jest zabawnymi anegdotami, historyjkami z powalającymi puentami, coraz bardziej rozkręcającymi i nakręcającymi się wątkami, na zakończenie których czeka na czytelnika istna bomba śmiechu. „Saturnin” to końska dawka humoru na poziomie. Jirotka pokazuje, że to co zabawne, nie musi być głupie.
Pierwszy nakład „Saturnina” został wyprzedany parę dni po premierze. (Teraz jest już dostępny drugi, możecie więc biec do księgarń). To najlepszy dowód na to, że ludzie uwielbiają się śmiać. I szukają humoru w literaturze. Czesi zaś są ekspertami w tej dziedzinie. Pytanie jest jedno – dlaczego, nie licząc chlubnych wyjątków jak na przykład Wydawnictwo Afera, unika się zabawnych publikacji? Czemu nikt nie wznowi Woodhouse'a?
Póki co pozostaje „Saturnin”. Na pewno przeczytam go jeszcze nie raz. Na poprawę humoru. Dla przyjemności, której dopełnia staranne, pieczołowicie dopracowane wydanie książki.
Zdeněk Jirotka
„Saturnin”
przeł. Leszek Engelking
Wydawnictwo Afera i Karolinum
Wrocław, 2018
233 s.