W przedwojennym Lwowie kryminalne zagadki rozwiązuje nie tylko komisarz Edward Popielski, bohater powieści Marka Krajewskiego. Po piętach depcze mu inny śledczy, którego do życia powołał Paweł Jaszczuk - dziennikarz, Jakub Stern. Już czwartą część jego przygód możemy właśnie znaleźć na księgarskich półkach.
Dawno temu, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, z uporem kazałam się prowadzać mamie do Teatru Rozrywki w Chorzowie, gdzie grano spektakl pod tytułem Piosenki Lwowskie. Potem zadręczałam domowników odśpiewywaniem zasłyszanych lwowskich szlagierów. Cała rodzina musiała wysłuchiwać, że „z tego dobitny morał wynika, nie kochaj nigdy córki rzeźnika” albo, że „w Stryjskim Parku na festyni tam zabawa klawo płyni”. Dzięki Pawłowi Jaszczukowi i jego najnowszej powieści Akuszer śmierci przypomniałam sobie te znakomite przedstawienie i znów mogłam wczuć się w klimat lwowskich ulic.
We Lwowie się dzieje. Jest wiosna 1939 roku. Gdzieś tam w tle fabuły przypomina o sobie historia – wojna zbliża się dużymi krokami. Tymczasem po mieście grasuje morderca, który zabija noworodki i owinięte w drewniany różaniec, porzuca. A Jakub Stern, dziennikarz śledczy lwowskiego „Kuriera”, zajmuje się nie tylko tą sprawą. Kiedy odwiedza krawca, by odebrać zamówiony garnitur, znajduje mężczyznę, noszącego przydomek Szczęściarz, powieszonego. Pod ciałem leży zdjęcie siostrzenicy krawca, która nieco wcześniej zaginęła. Wkrótce ginie dwóch klientów Szczęściarza. Stern ma więc pełne ręce roboty. Do tego dziennikarz wraz ze swoją koleżanką z redakcji, Wilgą de Brie, zaczyna się zastanawiać, czy wszystkie te sprawy nie mają ze sobą czegoś wspólnego.
Intryga Akuszera śmierci jest dosyć zagmatwana, choć z drugiej strony rozwiązań pewnych wątków czytelnicy mogą się domyśleć całkiem szybko. Co nie zmienia faktu, że książkę czyta się z przyjemnością do samego końca. A to głównie za sprawą atmosfery dawnego Lwowa, którą autor odtwarza znakomicie. Jaszczuk pozwala nam poczuć się, jakbyśmy sami spacerowali malowniczymi uliczkami miasta batiarów, gdzie pełno jest knajp serwujących piwo marcowe z pajdą chleba ze smalcem na zakąskę, które podaje kuty na cztery nogi kelner. A za każdym rogiem ktoś z pewnością dla nas zaśpiewa lwowską piosenkę albo przynajmniej zabałaka.
Jaszczuk kłania się w swojej powieści innej literackiej postaci, która przemierza ulice Lwowa na kartach kryminałów Marka Krajewskiego. Mam jednak wrażenie, że Edward Popielski pojawia się w Akuszerze... zbyt często. W końcu to nie opowieść o nim, tylko o Jakubie Sternie i jedno mrugnięcie oka z pewnością by wystarczyło.
Gdybym miała scharakteryzować kryminał Pawła Jaszczuka jednym słowem, powiedziałabym, że jest elegancki. Poczynając od strony językowej, a na okładce książki kończąc. Parafrazując jedną z lwowskich przyśpiewek, która mówi: „a gdybym narodzić się jeszcze raz mógł - tylko we Lwowi”, jestem skłonna zadręczać domowników, nucąc: „a gdybym przeczytać kryminał jeszcze raz mogła – tylko o Lwowi”!
Paweł Jaszczuk
Akuszer śmierci
Prószyński i S-ka
Warszawa, 2013
297 s.