Żeby wywęszyć ślady kryminalnego bohatera nie trzeba wcale wybywać na daleką i mroźną północ ani zapuszczać się na skandynawskie bezdroża. Nie ma też potrzeby wybierać się za ocean. Co więcej, nie wszyscy inspektorzy rodem z powieściowych kart osiedli w stolicy. Choć Rudolf Heinz, którego tropem ruszyłam tym razem, często do Warszawy zagląda. Mieszka jednak i pracuje w samym centrum Górnego Śląska.
Zaopatrzona w egzemplarze powieści Mariusza Czubaja: 21:37, Kołysankę dla mordercy oraz Zanim znowu zabiję, udałam się w pogoń za ich głównym bohaterem. By dostać się do Katowic, musiałam jedynie wsiąść w tramwaj, podusić się niczym ta przykładna sardynka z puszki w popołudniowym tłoku wracających z pracy i po tak relaksująco spędzonej półgodzinie już mogłam zacząć węszyć.
Niczym Rudolf Heinz, wysiadłam na moim pierwszym przystanku - Osiedlu Tysiąclecia, potocznie zwanym Tauzenem.
Był już na Osiedlu Tysiąclecia, dumie powojennego Śląska, gdy poczuł, że jego koszula nadaje się do wyżęcia. (21:37, s. 27)
Budowę blokowiska rozpoczęto w 1961 roku, by uczcić tysięczną rocznicę powstania Polski, a zaprojektowało je dwóch architektów: Henryk Buszko i Aleksander Franta. To tutaj w wieżowcu, ze względu na swój kształt przez wszystkich zwany kukurydzą, mieszka komisarz o nazwisku jak ketchup.
Samochód zatrzymał się pod „kukurydzą”, jedną z trzech dużych postawionych na tauzenie. Dla mieszkańców dwudziestoczteropiętrowych wieżowców dwie pozostałe, osiemnastopiętrowe „kukurydze” to już inna jakość. (…) Heinz nigdy nie był pewien, czy powinien podzielać dumę mieszkańców dużych „kukurydz”. Mieszkał na drugim piętrze, co w przypadku wieżowca wydawało się równie stosowne, jak słuchanie bluesów Steve'a Raya Voughana podczas lotu helikopterem. (…) Wieżowiec wyrósł wśród pól, gdy zdychała Polska Ludowa i gdy wszyscy, zgodnie z hasłem towarzyszącym wyborom do nowego parlamentu, mieli wreszcie być we własnym domu. Po latach odrapana, brudna „kukurydza”, na której odnowienie spółdzielnia nigdy nie miała pieniędzy, wydawała się Heinzowi symbolem niespełnionych rojeń o „polskim Manhattanie na Śląsku”. (21:37, s. 30)
Ktoś, kto po raz pierwszy znajdzie się w tej części Śląska, może poczuć się zakłopotany. Po jednej stronie ruchliwej ulicy Chorzowskiej piętrzy się rozległe Osiedle Tysiąclecia, które administracyjnie należy do Katowic. Po drugiej zaś stronie znajduje się Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, mieszczący się w...Chorzowie. Zamieszanie dotyczy też samej nazwy zielonych terenów, ostatnio przez władze przemianowanych, nie wiedzieć czemu, na Park Śląski. Jak go zwał, tak zwał, ale przejść się alejkami, przemierzanymi również przez Rudolfa Heinza, nie omieszkałam.
Sznur samochodów jechał od strony Wojewódzkiego Parku Rozrywki i Wypoczynku, tych zielonych płuc, które Ślązacy zawdzięczali generałowi Ziętkowi. To chyba pierwsza niedziela w tym roku, gdy przyjezdni zablokowali miejsca parkingowe mieszkańcom tauzena, jak zwykło się nazywać jego osiedle. Heinz był przy przystanku koło Żyrafy, tworu architekta, który zbyt długo wpatrywał się w surrealistyczny obraz Salvadora Dalego, gdy usłyszał iskrę przeskakującą po sieci trakcji tramwajowej. (21:37, s. 28)
Jeszcze trzy przystanki dalej rozklekotaną „dziewiętnastką” i znalazłam się w zakupowym raju katowiczan – Silesii City Center. Rudolf Heinz nie raz wpadał tu na kawę do jednej z licznych kafejek.
Stąd już niedaleko miałam do katowickiego ronda, kiedyś wiecznie zakorkowanego, od kilku lat uwolnionego od sznurów samochodów i przeklinających kierowców, dzięki budowie podziemnego tunelu. Na powierzchni powstało za to Rondo Sztuki, w którym odbyło się już niejedno spotkanie autorskie z piszącym „kryminalistą”. Te powstałe nie tak dawno, a już zasługujące na symbole śląskiej panoramy budowle, wspomina przybyły z wizytą ojciec Heinza.
Świetnie wygląda ta galeria handlowa...Silesia Center. I ta kopuła oświetlona wściekle kolorowymi światłami. Mówili mi...jak to się nazywa? Rondo Sztuki... (Zanim znowu zabiją, s. 66)
Tę migoczącą panoramę Śląska Heinz senior oglądał z ostatnich pięter Altusa – wieżowca wyrosłego w centrum Katowic, w którym znajduje się hotel Qubus, kasyno, liczne biura, a także kino Helios.
(…) odprowadziłem go do hotelu „Qubus”. Zarezerwował pokój na siedemnastym piętrze. Chciał pooglądać panoramę Katowic i zobaczyć, co się zmieniło. Powiedziałem mu, że jeszcze lepsze widoki będzie miał w „Sky Barze” na ostatniej kondygnacji. (…) Później dowiedziałem się, że hotel wprowadził specjalną opłatę, aby wyeliminować kłopotliwych, przygodnych gości. Dziesięć złotych za wjazd pod katowickie niebo. (Zanim znowu zabiję, s. 63)
W opisywane przez Mariusza Czubaja rejony dotarłam oczywiście niezastąpionym tramwajem, oglądając przez zaklejone reklamami szyby licznie usiane wzdłuż ulicy Chorzowskiej szkoły tańca, położone tuż obok City Rocka, pubu, w którym Rudolf Heinz wespół ze swym greckim przyjacielem, karateką - Kastoriadisem, nieźle narozrabiał pewnego razu.
- Ostatnie pytanie: gdzie go spotkam? - szepnął Heinz.
- City Rock Pub. (…) Wie pan gdzie, komisarzu?
Chorzowska róg Sokolskiej. Heinz skinął głową. Zdaje się, że młody Kościuk mieszkał gdzieś obok (…). Może to on w pasażu handlowym, na wysokości szkoły tańca, wypisał sprayem „Gieksa po wsze czasy – fanatyczny styl życia”? (Kołysanka dla mordercy, s. 55-56)
Spotkanie z Bizonem przypomniał sobie w pubie, gdy wbił się w czerwone obicie fotela i wypił kilka łyków zimnego piwa. Wpatrywał się w bolid Formuły 1 zawieszony na ścianie, (…) patrzył na wiszące nieopodal pojazdu zdjęcie Hendriksa szarpiącego struny zębami. (Kołysanka dla mordercy, s. 56)
Naprzeciwko City Rock Pubu rozpiera się na sto osiemdziesiąt siedem i pół metra długości jeden z największych budynków mieszkalnych Polski, zwany Superjednostką. Blok ma nawet własne zasilanie w wodę i prąd. A Rudolf Heinz, który w trzeciej części swoich przygód prowadzi chandlerowskim wzorem pierwszoosobową narrację, wspomina Superjednostkę.
Kłopot pierwszy polegał na tym, że dziewczyna mieszkała w miejscu, gdzie ludzie potykają się o siebie, ale i tak tego nie zauważają, bo traktują to jako normę. Superjednostka. Ta nazwa mówiła wszystko. Kiedyś dowiedziałem się, że mieszkańcy nazywają to potężne blokowisko „szafą”. Jak na mój gust siedemset mieszkań mieszczących ze trzy tysiące lokatorów to zbyt pokaźny i niezbyt przytulny mebel, ale może nie znam się na architekturze. (Zanim znowu zabiję, s. 24)
Do Heinza docierały narzekania pracowników pogotowia, którzy musieli przyjeżdżać do Superjednostki po zwłoki. Wiązało się to ze swoistą loterią, gdyż w budynku windy zatrzymują się jedynie na piętrach: drugim, piątym, ósmym, jedenastym i czternastym. Jeżeli więc nieboszczyk leżał w mieszkaniu nieznajdującym się na jednym ze szczęśliwych pięter, sanitariusze musieli się nieźle nadźwigać.
Napatrzyłam się jeszcze na potężnego mrówkowca i przechodząc pod jego żelbetowymi nogami, na których wspiera się budynek, dotarłam na ulicę Stawową. Znajduje się tu mnóstwo knajpek, w których nieraz stołował się Rudolf Heinz i eleganckich sklepów. Jednak znakami rozpoznawczymi Stawowej już chyba na zawsze pozostaną napadający znienacka na przechodniów roznosiciele ulotek, wciskający swe kolorowe świstki oraz fontanna w kształcie żaby, stanowiąca punkt zbiorczy towarzystwa przed wszelkimi imprezami na mieście.
Umówiliśmy się w barze „Pod Siódemką” na Stawowej. Żaden luksus, ale nie było powodu, byśmy spotkali się w bardziej eleganckim miejscu. Żarcie bezpretensjonalne, mało wykwintne, ale smaczne. Zresztą facetowi, który żyje na mrożonkach, kebabach i big macach, niewiele trzeba. (...) No i lubiłem zielone karteczki, na których wypisywano menu. Wielokrotnie używałem ich do sporządzania notatek ze śledztwa. (Zanim znowu zabiję, s. 56)
Uskakując przed atakującymi mnie ulotkarzami, przeszłam w górę Stawową i mym oczom ukazał się w oddali nowy budynek dworca kolejowego. Zasłonięty częściowo przez powstającą przed nim galerię handlową, pysznił się całą przeszkloną ścianą frontową. Heinz za swoich czasów nie miał na tyle szczęścia, by podziwiać te widoki.
Ruszyłem w prawo, w kierunku wielkiej dziury, która za kilka lat miała się przemienić w nowoczesny dworzec kolejowy i galerię handlową. (Zanim znowu zabiję, s. 59)
Trzeba będzie poczekać na następną część przygód profilera Heinza, by poznać jego zdanie na temat skutków wielkiej przebudowy. Stary dworzec komisarz wspominał zresztą z nostalgią.
Miał dziewięć lat, gdy w 1972 roku otwierano, przy uroczystych dźwiękach orkiestry, Dworzec Główny, o którym mówiło się, że jest jednym z najnowocześniejszych dworców w Polsce. Trzy lata później po raz pierwszy uciekł z tego dworca nad morze, z niewielkim bagażem i wypłatą matki w kieszeni. Do domu przywiozła go policja. Stąd jeździł na festiwale rockowe w Jarocinie. (21:37, s. 20)
Ze Stawowej skręciłam w prawo w ulicę 3-go Maja i już po chwili dotarłam do placu Wolności. A stąd już niedaleko było do mieszkania przyjaciela komisarza, Kastoriadisa, na Zabrskiej. W te zimowe popołudnie chodnik, ciasno zastawiony parkującymi samochodami, był grubo pokryty zalegającym śniegiem.
Dwie godziny później Heinz siedział na rozpadającym się krześle w mieszkaniu Kastoriadisa przy ulicy Zabrskiej. (Kołysanka dla mordercy, s. 58)
Gdy niedoceniana Grecja w 2004 roku zdobyła mistrzostwo Europy w piłce nożnej, dwaj Grecy wybiegli z mieszkania przy Zabrskiej owinięci niebiesko-białymi flagami, przebiegli obok zdumionych meneli wystających przy dawnym sklepie monopolowym, kilkakrotnie okrążyli plac Wolności, intonując grecki hymn, a potem ruszyli w stronę tawerny Afrodyta, gdzie zabawa trwała do świtu. (Kołysanka dla mordercy, s. 58-59)
Wróciłam w kierunku rynku, który tak naprawdę, nawet zanim wydrążono w nim wielką dziurę w celach remontowych, wcale nie wyglądał na rynek. Przez sam jego środek przejeżdżają tramwaje i tylko skryte pod żółtymi parasolami kwiaciarki przypominają o tym, że to centralny plac miasta. Z dwóch przeciwległych brzegów nad placem górują dwa prehistoryczne już domy handlowe.
Pamiętał dobrze, jak powstawały domy handlowe Zenit i Skarbek, może dlatego, że sam wtedy dorastał. (21:37, s. 20)
Na koniec wędrówki zapuściłam się w moją ulubioną część Katowic, gdzie stare, dostojne kamienice sąsiadują z siedzibą Radia Katowice, wydziałem polonistyki Uniwersytetu Śląskiego czy Biblioteką Śląską. Przez zalegające zaspy nieubrudzonego jeszcze śniegu było tu cicho i całkiem przytulnie. Tak dotarłam do cmentarza przy ulicy Sienkiewicza.
Mężczyzna potarł kilkudniowy siwawy zarost, który nigdy nie znikał z jego twarzy. Tak, zdecydowanie wolał to miejsce i krzyż przy szosie od rodzinnego grobu przy ulicy Sienkiewicza w Katowicach. (21:37, s. 18)
A potem ruszyłam tam, skąd właściwie powinien zacząć się mój spacer, tam, gdzie na co dzień rezyduje komisarz Rudolf Heinz – pod Komendę Wojewódzką Policji przy ulicy Lompy. Obok niej stoi bliźniaczy budynek, w którym mieści się siedziba ABW, więc z lekkim niepokojem obchodziłam ogrodzony wysokim płotem teren, tylko czekając aż zza rogu wyskoczy jakiś mundurowy i aresztuje mnie pod byle pretekstem. Ale przecież wtedy mogłabym się powołać na komisarza Heinza i wszystko, cokolwiek by to nie było, z pewnością uszłoby mi płazem!
Budynek Komendy Wojewódzkiej przeczył potocznym opiniom, że architekci za czasów późnego Gierka byli pozbawieni wyobraźni. Monumentalna płyta pasowała, owszem, do tych powszechnych wyobrażeń, ale już falista fasada wprowadzała niepokój i miała niewiele wspólnego z monotonnymi siedzibami władzy z czasów Polski Ludowej. (21:37, s. 20)
Coraz więcej pomieszczeń w gmachu na ulicy Lompy przejmowali funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego i nic nie wskazywało, by miało się to zmienić. Przeciwnie, z każdym miesiącem będzie coraz gorzej – pomyślał Heinz i zapukał do gabinetu szefa. (21:37, s. 22)
Wróciłam do domu w stanie „ZZZ” (prawie jak Zanim znowu zabiję) - zmęczona, zmarznięta, ale zadowolona. Wytropiłam komisarza Rudolfa Heinza! Z jego kryminalnej perspektywy Katowice zyskały zupełnie nowe oblicze.
Mariusz Czubaj – (ur. 1969) profesor antropologii kultury w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, autor powieści kryminalnych. Zajmuje się badaniami nad kulturą popularną, w tym kulturą fanowską oraz antropologią sportu. Z cyklu powieści z profilerem, Rudolfem Heinzem ukazały się: 21:37, Kołysanka dla mordercy i Zanim znowu zabiję. Wraz z Markiem Krajewskim napisał kryminały: Aleja samobójców oraz Róże cmentarne.
Rudolf Heinz – (ur. 1963) policyjny profiler, pracownik Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Wielbiciel bluesa, karateka. Wdowiec, ma jednego syna. Mieszka na katowickim Osiedlu Tysiąclecia. Bohater powieści Mariusza Czubaja: 21:37, Kołysanki dla mordercy, Zanim znowu zabiję.