Pomysł na Bielszy odcień śmierci zrodził się, gdy oglądałem reportaż o położonej na wysokości 2000 metrów elektrowni wodnej, wydrążonej w żywej skale na głębokość 70 metrów. To właśnie to miejsce widzimy w pierwszej scenie powieści: miejsce zdumiewające, wrogie i straszne, trochę jak z innej planety. Trzeba jednak pamiętać o tym, że powieść to połączenie wielu wątków w jedną całość.
Kawiarenka Kryminalna: Na początku, bez zbędnej kokieterii powiem, że uwielbiam Pańskie książki! Dlaczego tak późno zabrał się Pan za pisanie kryminałów?
Bernard Minier: Bardzo dziękuję za słowa uznania. Jeżeli zaś chodzi o samo pytanie, to przyznam, że słyszę je często i zazwyczaj odpowiadam, powołując się na przykład Jose Saramago, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury i autora niezrównanego Miasta Ślepców, który rozpoczął karierę pisarza w wieku 58 lat. Saramago twierdził, że zadebiutował tak późno, ponieważ brakowało mu pewności siebie. Ze mną było podobnie, a dokładniej rzecz biorąc – uważałem, że na świecie jest już i tak za dużo książek i że moje opowieści nie są na tyle dobre, aby móc wzbogacić ten zbiór. Literaturę sensacyjną czytywałem od dawna i zanim zdecydowałem się zmierzyć z nią jako pisarz, miałem już pewne doświadczenie z innego rodzaju tekstami, niezwiązanymi z tym gatunkiem. Nigdy jednak nie zabiegałem o publikację któregokolwiek z nich. Dopiero mój przyjaciel, wielki koneser literatury kryminalnej, przekonał mnie, że warto by pomyśleć o wydaniu Bielszego odcienia śmierci.
KK: Kiedy patrzę na Pańskie zdjęcie, widzę naprawdę sympatycznego człowieka. Dlaczego więc Pańskie książki są takie mroczne?
B.M.: (Uśmiech). Wie Pani, Ted Bundy też wyglądał sympatycznie… A tak bardziej na poważnie, to wystarczy przecież włączyć telewizor albo zerknąć do Internetu, żeby zostać zaatakowanym przez obrazy przemocy i doniesienia o różnych potwornościach. Ja lubię swój zawód i jestem zadowolony ze swego życia, ale jednocześnie staram się nie zamykać oczu na to, co się dzieje dookoła mnie. Dzisiejszy świat to miejsce mało przyjazne, niebezpieczne dla wielu z nas, ludzkość zdaje się prześcigać samą siebie zarówno w nauce i w sztukach pięknych, jak i w sztuce okrucieństwa. Czasem wydaje mi się, że wszystkie nowe wynalazki, takie jak kiedyś Internet czy ostatnio drukarki 3D, natychmiast zaczyna się wykorzystywać do czynienia zła. W sercu człowieka, w jego naturze leży mrok. Zapominamy o nim w czasach pokoju i dobrobytu, ale to nie znaczy, że go tam nie ma. To my po prostu przestajemy go dostrzegać.
KK: Francja przeciętnemu czytelnikowi, takiemu jak ja, kojarzy się ze smacznym jedzeniem, dobrym winem, pięknym Paryżem i Lazurowym Wybrzeżem. Czy te wyobrażenia to ułuda, a prawdziwa Francja jest miejscem tak mrocznym, jak wynikałoby to z Pańskich książek?
B.M.: Jestem zdania, że jedno nie przeczy drugiemu. Weźmy na przykład Paryż: to wspaniałe miasto, choć każdego dnia odwiedzający je turyści stają się ofiarami napadów i przestępstw. Tak jak w świecie przyrody, niebezpieczeństwo czai się często pod płaszczykiem piękna. Jak pisał Kundera, duch powieści jest duchem złożoności. Każda powieść mówi czytelnikowi: „rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz”. Proszę popatrzeć choćby na pisarzy skandynawskich: udało im się kompletnie zmienić sposób, w jaki postrzegamy tę część świata. Pisząc swoje książki, prowadzę wiele rozmów z różnymi ludźmi, koresponduję z policją. Wówczas często okazuje się, że rzeczywistość bywa gorsza od fikcji. Człowiek jest wszak najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem na Ziemi.
KK: Mało kiedy pisarze debiutują taką znakomitą powieścią jak Bielszy odcień śmierci.Jak wpadł Pan na pomysł napisania tej książki?
B.M.: Pomysł na tę książkę zrodził się, gdy oglądałem reportaż o położonej na wysokości 2000 metrów elektrowni wodnej, wydrążonej w żywej skale na głębokość 70 metrów. To właśnie to miejsce widzimy w pierwszej scenie powieści: miejsce zdumiewające, wrogie i straszne, trochę jak z innej planety. Trzeba jednak pamiętać o tym, że powieść to połączenie wielu wątków w jedną całość. W Bielszym odcieniu śmierci też tak jest: mamy tutaj tę niesamowitą scenerię, bezgłowe, końskie truchło i instytut psychiatryczny, w którym zamknięto najgroźniejszych szaleńców z całej Europy.
KK: Bielszy odcień śmierci okrzyknięto najlepszą francuską powieścią kryminalną roku 2011. Czy po takim sukcesie łatwiej jest napisać kolejną powieść, czy też trudniej stawić czoła stawianym siłą rzeczy oczekiwaniom?
B.M.: To prawda, odczuwałem pewną presję. Czasami wydawało mi się, że wszyscy tylko czekają na moją porażkę. Sukces Bielszego odcienia śmierci pomógł mi jednak nabrać rozpędu, zmobilizował mnie. Uzyskałem zewnętrzne potwierdzenie moich wyborów, sukces zapewnił mi też wolność i pozwolił na pracę nad kolejną powieścią.
KK: Pańskie powieści mrocznym klimatem jako żywo przypominają skandynawskie kryminały. Czy pisząc inspirował się Pan powieściami sensacyjnymi z tamtych stron?
B.M.: Jestem wielkim fanem Henninga Mankella, Stiega Larssona i Jo Nesbø. Udało im się to, czego do tej pory nie potrafiła osiągnąć większość pisarzy francuskich: opowiadają o swoich krajach, o społeczeństwie, w którym żyją, o tym, jak się ono zmienia i jakie grożą mu niebezpieczeństwa. Pisarze skandynawscy umieli uczynić z tej tematyki centralny punkt swoich powieści, nie lekceważąc jednocześnie tej typowo kryminalnej, uzależniającej i zapierającej dech w piersiach strony thrillerów. Tworzy to prawdziwą mieszankę wybuchową, która sprawia, że książki napisane w tej części świata tak nas fascynują. Oprócz kryminałów skandynawskich, inspiracją było dla mnie także to, co Deon Meyer zrobił z Afryką Południową, Michael Connelly z Los Angeles i Mo Hayder z Londynem i Tokio.
KK: Których jeszcze autorów powieści sensacyjnych ceni Pan sobie najbardziej?
B.M.: Oprócz wymienionych już pisarzy cenię także Jamesa Ellroya, Thomasa Harrisa, Dennisa Lehane’a, Johna Le Carré, Patricię Highsmith, Herberta Liebermana, Manuela Velazqueza Montalbana... i Balzaca. Bo Balzac pisał przecież powieści kryminalne. Wystarczy przypomnieć sobie choćby Tajemniczą sprawę czy Ostatnie wcielenie Vautrina, czwartą część Blasków i nędzy życia kurtyzany.
KK: Co łączy Pana z Pańskim głównym bohaterem, Martinem Servazem? Czy Pan także lubi muzykę Mahlera?
B.M.: Prywatnie słucham raczej indie rocka, jak asystent Servaza – Esperandieu, albo Marilyna Mansona jak Margot, córka komendanta. Zdarza mi się jednak słuchać też Mahlera. Mimo to nie jestem Martinem Servazem. To postać fikcyjna, stworzona na potrzeby powieści, nie zaś moje książkowe alter ego. Mamy wprawdzie pewne cechy wspólne: tak jak on, ja także jestem realistą. Jak powiedział pewien francuski filozof, Michel Onfray, optymista widzi wszędzie to, co najlepsze, pesymista to, co najgorsze, zaś realista widzi świat takim, jakim on naprawdę jest. Servaz jest człowiekiem świadomym swego otoczenia, a ja, przynajmniej jako pisarz, dzielę z nim tę przypadłość.
KK: Nie oszczędza Pan Servaza. Funduje mu Pan dzieciństwo pełne traum, w Kręgu poznajemy jego mroczną przeszłość, w życiu osobistym też mu się nie wiedzie. Czy Martin będzie jeszcze kiedyś szczęśliwy?
B.M.: Naprawdę w to wątpię. Servaz jest jedną z tych osób, którym szczęście nie jest pisane. Po części z racji swego dzieciństwa, owszem. Poza tym wydaje mi się, że ta wieczna pogoń za szczęściem jest wytworem naszego współczesnego społeczeństwa, podczas gdy Servaz to człowiek niedzisiejszy, należący do minionej już epoki, gdy walczyło się za kraj, za ideały, za sprawę i za myśl. Gdy walczyło się o sprawiedliwość i dla przyszłych pokoleń – nigdy za własne, osobiste szczęście. To dzisiejszy indywidualizm zbudowany jest na potrzebie poszukiwania szczęścia jednostki.
KK: Wygrał Pan niejeden konkurs na opowiadanie. Czy powieść pisze się znacznie trudniej niż taką krótką formę?
B.M.: Jeżeli weźmiemy pod uwagę energię, jaką trzeba w to włożyć, poświęcony na to czas i wysiłek, przezwyciężone zwątpienie i wieczne podważanie własnej pracy to tak, bez porównania, trudniej jest napisać powieść. Ale powieść i opowiadanie to dwa różne rodzaje sztuki. Tak jak sprint i maraton, obie wymagają zarówno innych zdolności, jak i innego przygotowania. Podczas konkursów na opowiadania spotkałem wiele prawdziwych talentów. Często na różnych konkursach na podium stawali z resztą ci sami ludzie.
KK: A co jest dla Pana najtrudniejsze w pisaniu powieści kryminalnej?
B.M.: Cały proces jest trudny. Napisanie kryminału kosztuje tyle samo wysiłku, co napisanie jakiegokolwiek innego rodzaju powieści. Dodatkowo jestem perfekcjonistą, rzadko bywam zadowolony z wyników swojej pracy. Każda strona to walka z pokusą, żeby wyrzucić wszystko, co napisałem do tej pory i zacząć od początku. I tak jest za każdym razem. Zawód pisarza wymaga olbrzymiego skupienia, zdolności mobilizowania energii przez naprawdę długi czas. Nieodłączną częścią tego zawodu jest też zwątpienie, wiecznie przyczajone gdzieś z tyłu świadomości, gotowe w każdej chwili zawładnąć nami, wysunąć się na pierwszy plan. Najlepszym zaś na nie lekarstwem jest praca, jak najwięcej pracy. Dbałość o szczegół i o ogół. To praca daje mi siłę, utwierdza w moich postanowieniach.
KK: Czy zgodzi się Pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzi Pan czytelnikom Kawiarenki Kryminalnej o czym będzie kolejna powieść?
B.M.: Na pierwszy plan wysunie się pewna postać kobieca. Przeżyje ona prawdziwe piekło. Będzie też Servaz, choć odsunięty trochę na bok. Planuję poruszyć kwestię molestowania, manipulacji, prześladowań, koszmarów i śmierci.
KK: Ostatnio miał Pan okazję odwiedzić Polskę. Gościł Pan na Warszawskich Targach Książki i w Krakowie. Jak się Panu podoba nasz kraj?
B.M.: Moja podróż do Polski była jednym z najbardziej ekscytujących i najciekawszych wyjazdów zawodowych ostatnich miesięcy. Kraj ten oglądałem wcześniej głównie oczyma polskich filmowców: studiując w Tuluzie chodziliśmy często z kolegami na filmy Kieślowskiego i absolwentów Łódzkiej Szkoły Filmowej: Polańskiego czy Wajdy. Polskę znałem też trochę z historii i z dzieł Gombrowicza, którego zaliczam do moich ulubionych pisarzy. Mógłbym długo opowiadać o polskich zabytkach, witalności i energii, o tym, jak aktywni są tu ludzie młodzi, o polskim dziedzictwie kulturowym… Naprawdę żałuję, że miałem tak mało czasu. Polska to kraj, gdzie historia jest wciąż żywa i wszechobecna, ale nawet jeżeli patrzy się tutaj często w przeszłość, to nie odwraca się też oczu od tego, co na nadejść. To kraj, który rozwija się i idzie naprzód, prawdziwie piękne miejsce. Na dodatek powitało mnie tu lato i 27 stopni Celsjusza na termometrze. Mogę więc zupełnie szczerze powiedzieć, że pokochałem Polskę i Polaków.
Wywiad przeprowadziła Marta Matyszczak
Bernard Minier – urodził się w Béziers, a dorastał na południowym wschodzie Francji. Zadebiutował Bielszym odcieniem śmierci, który na festiwalu w Cognac zdobył Prix Polar za najlepszy kryminał roku 2011 we Francji. Krąg to jego druga powieść.