"Da się napisać powieść sensacyjną osadzoną w polskich realiach, mamy fenomenalnych twórców odpowiedzialnych właśnie za ten nurt w literaturze. Ja chciałam się sprawdzić w prozie napisanej z amerykańskim rozmachem, w scenerii właśnie takiej, egzotycznej, dalekiej z naszego codziennego punktu widzenia."
Kawiarenka Kryminalna: Jesteśmy świeżo po premierze powieści “Ryzykant”. Czy przystępując do pracy nad “Figurantką”, pierwszą odsłoną przygód Alice i Bruce`a, zakładała pani, że ta historia będzie wielotomowa?
Aniela Wilk: Nie. Właściwie w moim zamyśle była to historia jednotomowa, dopiero redaktor przekonał mnie, że warto pociągnąć to dalej – tak pojawiła się Kolumbia.
KK: W “Ryzykancie” opisuje pani jej nowożytną historię i trawiącą ją wojnę domową. Dlaczego akurat ten region?
A.W.: Motyw narkobiznesu w powieściach kobiecych, albo sam motyw mafii, pojawia się bardzo często. Jednak zwykle jest to wyobrażenie o królach tego interesu, obrzydliwie bogatych w swoich imperiach w USA. Mnie kusiło pokazanie tego problemu od podstaw, od źródeł. Stąd nieoczywisty klimat selwy, Kolumbia która ma przeciekawą, ale okrutnie tragiczną historię. W pewnym momencie bardzo mocno wkręciłam się w najnowszą historię tego kraju.
KK: Aniela Wilk to pseudonim. Dlaczego zdecydowała się pani na takie rozwiązanie?
A.W.: Sama znam trzy dziewczyny, które nazywają się tak samo jak ja. W tym jedna również jest pisarką, niesamowite zrządzenie losu. Pisanie pod pseudonimem daje mi pewien komfort – nikt nie będzie doszukiwał się w postaci Anieli Wilk prawdziwych historii z mojego życia, które przelałam na karty powieści. Oczywiście żadna z moich postaci nie jest nawet inspirowana znanymi mi ludźmi, jednak – jak pisałam – to dla mnie pewien psychiczny komfort.
KK: Prowadziła pani księgarnię. Proszę opowiedzieć coś więcej o kulisach tego projektu?
A.W.: To była najfajniejsza praca mojego życia. Poszłam na rozmowę o pracę na stanowisko – jak sądziłam – sprzedawcy. Okazało się, że zakres tych obowiązków to nie tylko sprzedaż książek, ale również całe prowadzenie interesu. Na początku był strach, bo przecież byłam zupełnie bez doświadczenia, ale z czasem je zdobyłam, nabrałam pewności siebie, rozwijałam się jako czytelnik. To było cudowne doświadczenie.
KK: Czy w Polsce kameralna księgarnia ma szansę utrzymać się na rynku?
A.W.: Nie w takim mieście jak moje, niestety. W Warszawie, Łodzi, Wrocławiu – oczywiście, ale pod warunkiem, że to będzie księgarnia plus np. kawiarnia, albo miejsca kultury wspierane przez dedykowane instytucje lub sponsorów. Księgarnia jako punkt sprzedaży książek nie ma szans, większość książek zamawiamy dziś online, nie ma problemu, aby dostać je na przykład chwilę przed premierą i zwykle o minimum 15% taniej niż stanowi cena okładkowa.
KK: Tylko w tym roku ukazały się już trzy tytuły z nazwiskiem Anieli Wilk na okładkach: w lipcu, sierpniu i we wrześniu. Skąd takie tempo?
A.W.: Książka „Przepustka do szczęścia” powinna wyjść dużo wcześniej, niestety przez pandemię było opóźnienie, co w efekcie poskutkowało tymi trzema premierami obok siebie. Ale muszę przyznać, że mam dość dobre tempo pisania i chociaż książka na miesiąc to czyste szaleństwo, to jednak kilka tytułów w roku to już nie byłby problem.
KK: Interesuje się pani historią średniowiecznej Europy, uczestniczy w rekonstrukcjach historycznych. Co w tym temacie jest najbardziej pasjonujące?
A.W.: Ludzie, klimat, przyjaźnie, które zawiązałam przez ten czas. I absolutnie bezcenne odcięcie się od cywilizacji. Uwielbiamy ze znajomymi właśnie tych kilka weekendów w roku, w których wygodnie możemy nie być więźniami telefonii komórkowej, Internetu i tego całego szalonego XXI wieku. Polecam spróbować! (śmiech)
KK: Czy planuje pani napisanie powieści stricte historycznej?
A.W.: W najbliższym czasie nie. Pozostanę w XXI wieku, ale kiedy w końcu się wezmę za jakieś tło historyczne, to będzie to pewnie powieść o zabarwieniu awanturniczym w realiach powstania styczniowego albo kryminał noir podczas wojny opiumowej. Jest to moje pisarskie „chciejstwo”, przyznam, że nie mam pojęcia, jak takie powieści odnalazłyby się na polskim rynku.
KK: Pani sposób pisania: skrupulatny plan i trzymanie się założeń czy pójście na żywioł?
A.W.: Zawsze zaczynam od planu, konspektu całej fabuły. Mam zaplanowane najważniejsze zwroty akcji i najbardziej wyraźne momenty. Ale nie jest to dla mnie niewzruszalna świętość. Często w trakcie pisania wpadam na inne rozwiązanie fabularne, coś inaczej zagra, jakiś bohater zrobi coś, czego nie planowałam.
Więc z jednej strony jest plan, z drugiej – nie boję się iść na żywioł. Jest taka teoria w literaturze, która mówi, że fabuła to droga między jednym, a drugim konkretnym obrazem. Zaczynam więc od tych obrazów: są jak sceny, zdjęcia, albo filmowe pojedyncze kardy, między nimi bywa chaos i żywioł.
KK: Jak u pani przebiega typowy dzień pracy nad tekstem?
A.W.: Kiedyś świetnie pisało mi się nocami. Dziś bardziej cenię świeżość umysłu przed południem, nie zawsze mogę jednak znaleźć tę godzinę, dwie tuż po śniadaniu. Zostaje mi wieczorne pisanie i to wtedy głównie jest mój „dzień” pracy. Staram się każdego tygodnia napisać około stu tysięcy znaków ze spacjami.
Kiedyś miałam limity dzienne, ale zbyt wiele wypada mi dni ostatnio, kiedy bardziej bieżące, rodzinne sprawy mnie pochłaniają.
KK: Co w pisaniu powieści jest dla pani największym wyznaniem? Co daje najwięcej twórczej satysfakcji?
A.W.: Największą radością, frajdą i spełnieniem jest sam fakt mojego pisania, pracy z tekstem. Wykonuje zawód, o jakim marzyłam od zawsze, więc jest dla mnie jednocześnie motywacją i nagrodą.
KK: A co sprawia problemy?
A.W.: Problemem dla mnie jest cały stres związany z pierwszym odbiorem powieści – czy się spodoba czytelnikowi? Jak zostanie zinterpretowana?
Doskonale wiem, że nie każdemu się spodoba, jestem odporna nawet na najbardziej powierzchowną krytykę i bezpodstawny hejt za sam fakt, że śmiem wydawać. Niemniej dla mnie ten pierwszy odbiór książki, oczekiwanie na pierwsze recenzje to koszmarna huśtawka nastrojów.
I sądzę, że to się nie zmieni – tak wyglądał stres przy pierwszej powieści, taki sam był przy czwartej, przy dziesiątej pewnie będzie dokładnie tak samo. Ta moja niepewność mam nadzieję, że jest na dłuższą metę dla mnie po prostu zdrowa.
KK: Czy w takim razie zajmowanie się roślinami jest dla pani formą odstresowania się po długich godzinach spędzonych przy komputerze?
A.W.: Uwielbiam zajmować się roślinami. W mojej rodzinie kobiety zawsze miały rękę do kwiatów: czy to mama, czy babcia, ciocia. U wszystkich rosną jak wściekłe. Mnie przy okazji pisania “Ryzykanta” zaintrygowały konkretne okazy z selwy. Dlatego pisząc, często zamawiałam online kolejne rośliny.
Wiem, że brzmi to jak bardzo nudne hobby – pewnie takim jest dla postronnego obserwatora – ale to dobra nauka cierpliwości, trening spokoju; rośliny potrafią ładnie się odwdzięczyć za troskliwą opiekę. Lubię ten kontrast między moją pracą – tu ostra sensacja – a roślinnym hobby – skrajnie różnym, spokojnym zajęciem.
KK: Pani powieści zaliczane są do sensacyjno-erotycznych. W czym upatruje pani, jako autorka ale i czytelniczka, rosnącej popularności tego podgatunku na rodzimym rynku wydawniczym?
A.W.: Ciężko mi stwierdzić, co stoi za fenomenem książek erotycznych. Nie posunęłabym się do stwierdzenia, że konkretnego gatunku, czyli sensacji plus erotyki jest dużo, nie ma. Owszem, wychodzą książki mafijne, książki o złych kolesiach i zagubionych księżniczkach, jednak to mimo czasem brutalnej scenerii są romanse, a nie powieści sensacyjne. Brutalne romanse
KK: Pisze pani dla polskiego czytelnika. Choć zostawia pani znajome akcenty w tekście (korzenie Szamana, dziarska staruszka Kowalski), to jednak akcję osadza w dość egzotycznym dla nas miejscu, bohaterowie również nie są Polakami. Skąd pomysł na taki zabieg? Akcja osadzona w Polsce nie mogłaby być równie ekscytująca?
A.W.: Da się napisać powieść sensacyjną osadzoną w polskich realiach, mamy fenomenalnych twórców odpowiedzialnych właśnie za ten nurt w literaturze. Ja chciałam się sprawdzić w prozie napisanej z amerykańskim rozmachem, w scenerii właśnie takiej, egzotycznej, dalekiej z naszego codziennego punktu widzenia.
Co do samej postaci Szamana to jest to wątek, do którego obiecałam sobie kiedyś wrócić. W oddzielnej opowieści, bo jego pochodzenie, historia i motywy są moim zdaniem warte opowiedzenia. (śmiech)
KK: Gdzie szuka pani inspiracji do konstruowania wątków sensacyjnych swoich powieści?
A.W.: Historia literatury, film, całość popkultury jako takiej. Staram się mieć zawsze otwarty umysł i być bacznym obserwatorem rzeczywistości. Niemały udział ma również muzyka – Ryzykant, to jest cała postać Wilczura w tym tomie może zamknąć się w piosence „The Night We Met” Lord`a Huron`a i genialnym teledysku, który w pewnym momencie możemy znaleźć w książce.
KK: Akcję powieści poznajemy z perspektywy czworga bohaterów. Do występujących we wcześniejszej “Figurantce” Alice i Bruce`a dołączają Robert i Rachel. Dzięki temu zabiegowi akcja nabiera tempa. Czy uchyli pani rąbka tajemnicy i zdradzi, jakie rozwiązania fabularne czekają czytelników w kolejnej części?
A.W.: Dalej będzie perspektywa pokazana z kilku punktów widzenia. W “Ryzykancie” dominował czas i przestrzeń – ta powieść rozciąga się na tygodnie i tysiące kilometrów. Trzecia część również będzie przedstawiona z perpektywy kilku osób, ale czas będzie tym, czego będzie brakowało, a przestrzeń dramatycznie się skurczy. Sądzę, że to będzie niesamowicie emocjononujące dla czytelników.
Rozmowę przeprowadził: Damian Matyszczak
Fotografia: Archiwum prywatne Anieli Wilk
Aniela Wilk - pseudonim literacki niepokornej polonistki. Język polski nie ma dla niej żadnych tajemnic, czyta pasjami: wzruszające romanse na przemian z mroczną sensacją. Ceni Puzyńską i Cherezińską, imponuje jej K.N. Haner, uwielbia Thomasa Harrisa za sporo nieoczywistego dreszczyku, stale wraca do klasyki. W swoim rodzinnym miasteczku prowadziła kameralną księgarnię, której oddała całe serce. Nie planowała zostać pisarką, ale gdy pewnego dnia zabrakło jej ciekawej lektury, postanowiła sama ją sobie stworzyć. Niespodziewanie pisanie stało się dla niej sposobem na życie, odskocznią i wentylem bezpieczeństwa.
Jej hobby to rośliny. Marzy, by mieć w domu dżunglę. Ale jej prawdziwą pasją jest rekonstrukcja historyczna. Fascynuje ją XV-wieczna Europa. Potrafi o niej opowiadać godzinami w czasie organizowanych od lat wykładów i pokazów. Może dlatego jej bohaterowie przypominają z charakteru honorowych i walecznych rycerzy oraz zadziorne księżniczki. (mat. wyd.)