“Zarówno kryminał, jak i thriller psychologiczny bardzo mi odpowiadają. Lubię planować tradycyjne śledztwo, które musi być bardzo poukładane, zamknięte w ramach policyjnych procedur. Lubię też snuć opowieść o ludziach i ich pokręconych losach.”
Kawiarenka Kryminalna: Zanim porozmawiamy o premierze najnowszej książki, chciałbym wrócić do poprzedniej. W ubiegłym roku ukazała się pani powieść, w której przedstawiła pani wizję ataku terrorystów na elbląskie osiedle mieszkaniowe. Nie minął rok i w czasie szalejącej pandemii wszyscy powtarzają tytuł tej książki, czyli „Zostań w domu”. Ma pani zdolności profetyczne?
Agnieszka Pietrzyk: Tytuł „Zostań w domu” zaproponowało mi wydawnictwo I, jak widać, trafnie, bo dzisiaj jest on powtarzany przez wszystkich. Moje proroctwo polegało na tym, że wymyśliłam sytuację, kiedy to ludzie nie mogą opuścić bloku, a nawet swoich mieszkań, bo może to zakończyć się dla nich utratą życia. Dzisiaj taka sytuacja stała się naszym udziałem.
Zwyczajni ludzie twierdzą, że za dziewięć miesięcy zaczną powiększać się rodziny, a specjaliści od psychiki uważają, że wiele rodzin się rozpadnie, bo wielodniowe przymusowe przebywanie na niewielkiej przestrzeni połączone z niepokojem źle wpływa na ludzi.
Właśnie ta druga opcja zachowań pojawia się w moim kryminale. Gdy rok temu miała miejsce premiera „Zostań w domu”, nie przypuszczałam, że wymyślona przeze mnie sytuacja urzeczywistni się, i to nie w jednym wieżowcu czy na jednym osiedlu, lecz w całej Polsce, a nawet na całym świecie. Fikcja literacka jest niesamowita, a rzeczywistość przewrotna.
KK: W naszej rozmowie przy okazji premiery „Zostań w domu” zapowiedziała pani chwilowe rozstanie ze swoimi bohaterami: komisarzem Soroką i prokurator Łempicką. Dotrzymała pani słowa. Do księgarń trafiła najnowsza powieść pt. „Nikt się nie dowie”, w której protagonistą jest pisarz poczytnych powieści kryminalnych Borys Rottman. Czy to początek nowej serii?
A.P.: W tej chwili nie zamierzam kontynuować losów Borysa Rottmana. Gdy pisałam „Śmierć kolekcjonera”, też nie miałam w planach ciągu dalszego, a jednak powstał cykl złożony z trzech części. Nigdy więc nie wiadomo, być może powrócę też do postaci powołanych do życia w „Nikt się nie dowie”.
KK: Borys jest podejrzany o zabicie swojej żony. W oczach policji jako autor kryminałów ma szczególne predyspozycje do popełnienia zbrodni. A jak to jest w rzeczywistości? Czy dzięki temu, że codziennie „morduje” pani na kartach swoich powieści, w normalnym życiu może pani być bardziej wyluzowana i uśmiechnięta? Czy pisanie kryminałów jest swego rodzaju sposobem na odreagowanie stresów?
A.P.: Samo pisanie jest zajęciem tak fascynującym i przyjemnym, że wszelkie stresy i niepokoje odpływają. To, że piszę kryminały, a więc „wyżywam się” na ludziach, mordując ich, nie ma większego znaczenia. Gdybym pisała romanse czy książki dla dzieci, też byłoby to swoistą terapią dla mojego umysłu. Cudownie jest wykonywać zawód, który odstresowuje i napełnia duszę radością. Każdemu tego życzę.
KK: Na miejsce akcji „Nikt się nie dowie” wybrała pani nadbałtyckie rejony. Przenosi pani swoich bohaterów i czytelników do Kątów Rybackich, pojawia się cała Mierzeja Wiślana (na której zresztą nie raz Joanna Chmielewska osadzała swoje powieści). Dlaczego akurat taka lokalizacja? Jeździ tam pani może na wakacje?
A.P.: Niewielka nadmorska miejscowość z plażą, lasem i przystanią jachtową doskonale nadaje się na tło dla thrillera. Wyobraźmy sobie, że piękna pani Rottman siedzi na tarasie swojego domu z kieliszkiem wina w ręku i wpatruje się w morze. Wokół nie ma żywej duszy, tylko plaża i las. W takiej scenerii musi się coś wydarzyć. Niepokój aż wisi w powietrzu.
Zdecydowałam się na Kąty Rybackie, bo znam tę miejscowość. Często tam bywałam jako nastolatka. Prowadzę też moich bohaterów do innych miejscowości Mierzei Wiślanej. Jest to region turystyczny, dlatego sądzę, że miejsca pojawiające się w „Nikt się nie dowie” znane będą wielu czytelnikom i z chęcią powrócą do nich na kartach mojej książki.
KK: Obecnie w tamtych rejonach Polski tematem numer jeden jest kwestia przekopu Mierzei. Jakie jest pani zdanie na ten temat?
A.P.: Na kwestię przekopu Mierzei patrzę z kilku perspektyw. Najważniejszy jest aspekt przyrodniczy, a ten sprawia, że jestem przeciw. Ewentualne zyski gospodarcze wydają się tak niepewne, że z ich oceną wolałabym poczekać. Jest jeszcze aspekt polityczny, czyli chodzi tu o relacje z Rosją, i w tej kwestii jestem za przekopem.
To rzeczywiście jest ważny temat w tym regionie, dlatego w moich dwóch powieściach, w „Porwaniu” i „Zostań w domu”, jest wzmianka o przekopie, a w „Nikt się nie dowie” pojawia się aluzja na ten temat.
KK: Duży nacisk kładzie pani w najnowszej książce na kwestie obyczajowe. Czego jeszcze, prócz samej zagadki kryminalnej, szuka pani jako czytelniczka w powieściach tego gatunku?
A.P.: Dobrej zagadki oczekuję na pierwszym miejscu, a potem klimatu, aury, tego czegoś, co powoduje dreszcz na plecach w trakcie czytania i pozostaje jako ogólne wrażenie po zakończeniu lektury.
KK: W porównaniu do „Zostań w domu”, gdzie główny nurt intrygi był skupiony na samym śledztwie, w „Nikt się nie dowie” wgłębia się pani bardziej w meandry ludzkiej psychiki i relacji międzyludzkich. Czy takie rozłożenie akcentów jako autorce bardziej pani odpowiada, czy jest to po prostu inne wyzwanie pisarskie?
A.P.: Zawsze stawiałam na fabułę, na zagadkę kryminalną, w końcu przyszła chęć, aby napisać coś o lżejszym ciężarze fabularnym. W „Nikt się nie dowie” też pojawia się intrygująca akcja, ale tym razem bardziej skupiłam się na bohaterach, na ich emocjach, decyzjach i motywacjach.
Tę książkę pisało mi się wyśmienicie, bez tej ciągłej uwagi, aby nie popełnić błędu merytorycznego, a taka koncentracja towarzyszyła mi przy pracy nad „Zostań w domu”. Oba gatunki, zarówno kryminał, jak i thriller psychologiczny, bardzo mi odpowiadają. Lubię planować tradycyjne śledztwo, które musi być bardzo poukładane, zamknięte w ramach policyjnych procedur. Lubię też snuć opowieść o ludziach i ich pokręconych losach.
KK: W „Nikt się nie dowie” ważnym elementem jest żeglarstwo. Widać, że zrobiła pani porządny research, włącznie z fachowym słownictwem z tym związanym. Gdyby mogła się pani wybrać na dowolny rejs, dokąd by pani chciała popłynąć?
A.P.: Nie będę oryginalna. Chciałabym popłynąć na Wyspy Kanaryjskie.
KK: Wprowadza pani postać ubezpieczyciela, który w zasadzie prowadzi swoje własne śledztwo, w nadziei, że jego firma nie będzie musiała wypłacać odszkodowania. To świetny pomysł na oryginalnego bohatera – śledczego. Choć oczywiście w „Nikt się nie dowie” pojawia się też podkomisarz Zalewski, to czy ubezpieczyciel Lubomirski jest wyrazem pani znużenia typowymi powieściowymi policjantami (najczęściej zapijaczonymi i z tragiczną przeszłością) prowadzącymi dochodzenie?
A.P.: Jeden z powodów, dla którego napisałam thriller, a nie kryminał, był taki, że nie chciałam tworzyć kolejnego typowego śledczego, czyli policjanta, prokuratora, profilera lub dziennikarza. Napisałam więc powieść, w której śledztwo rozkłada się na kilka osób, jedną z nich jest agent ubezpieczeniowy podejrzewający, że za śmiercią pani Rottman kryje się próba wyłudzenia odszkodowania.
Gdy pisałam „Nikt się nie dowie”, rzeczywiście przyszło mi do głowy, że agent ubezpieczeniowy prowadzący śledztwo na zlecenie towarzystwa ubezpieczeniowego to dobry bohater nawet na cykl kryminalny. Być może wykorzystam ten zawód w którymś z moich kolejnych kryminałów.
KK: W każdym kolejnym rozdziale „Nikt się nie dowie” odkrywa pani przed czytelnikiem nowe karty. Wciąż możemy się spodziewać niespodzianek fabularnych. Jak wygląda to z technicznego punktu widzenia? Jak na papierze buduje pani swoją fabułę? Wszystkie punkty zwrotne są już zawczasu przygotowane?
A.P.: Gdy przystępuję do pracy nad powieścią, mam ogólny zarys fabularny. Mam go w głowie, a nie na papierze, czyli nie przygotowuję sobie żadnego konspektu. Muszę znać też finał pisanej książki. W przypadku „Nikt się nie dowie” musiałam wiedzieć, co się stało z Malwiną Rottman. Poszczególne sceny, momenty zwrotne wymyślam w trakcie pisania, mając na uwadze, że muszą mnie one doprowadzić do zaplanowanego końca.
KK: W jakiej następnej literackiej odsłonie zobaczymy Agnieszkę Pietrzyk?
A.P.: Teraz pracuję nad kryminałem, w którym śledztwo będzie prowadzone przez policjanta i prywatną detektyw. Akcja w dużej części będzie się działa w rezerwacie nad jeziorem Drużno.
Rozmowę przeprowadził Damian Matyszczak
Fotografia: Iwona Burdecka
Agnieszka Pietrzyk, urodzona w Elblągu, z wykształcenia jest historykiem literatury, studia doktoranckie w zakresie literaturoznawstwa ukończyła na Uniwersytecie Gdańskim. Zadebiutowała w 2008 roku powieścią grozy “Obejrzyj się Królu”. Jej druga książka “Pałac tajemnic” ukazała się w 2011 roku, a trzecia “Urlop nad morzem” w 2014 roku. Wydana w 2016 roku „Śmierć kolekcjonera” otworzyła tzw. „elbląską serię” z komisarzem Kamilem Soroką oraz prokurator Mileną Łempicką-Krol w rolach głównych. Wątek elbląski kontynuowany jest w dwóch kolejnych powieściach jej autorstwa: „Porwaniu” oraz świetnie przyjętym thrillerze „Zostań w domu”. (mat. wyd.)