VI Warszawskie Targi Książki już za nami. Kawiarenka Kryminalna odwiedziła Stadion Narodowy, by przekonać się, jakie kryminalne atrakcje przygotowali organizatorzy dla czytelników. Jak było? Przeczytajcie i pooglądajcie w naszej relacji.
Helmut vs Pendolino
Wyprawa na WTK zaczęła się o szóstej rano w Helmucie. Spytacie, któż to? Helmut to co, a nie kto, a konkretnie tramwaj, którego specyfikę oraz udogodnienia prezentowane pasażerom najlepiej oddaje komentarz starszej pani, która zasiadła tego poranka obok mnie na skajowym siedzeniu: „takie heble puścili. Na złom się to nadaje”. Potem już było trochę lepiej, bo przesiadłam się na sławetne Pendolino. Lepiej do czasu, aż konduktorka nie uświadomiła mi, że rozgościłam się w pierwszej klasie, posiadając bilet na tę drugą. A w drugiej, jak to w drugiej: oblewające wszystkich dookoła soczkiem dzieci, wierzgający i kopiący się wzajemnie pasażerowie, komunikaty o konieczności zgłaszania nadzwyczajnych zabrudzeń (?) personelowi, awantury o brak legitymacji, niespodziewaną obecność sałatki w kanapce, obrany przez maszynistę cel podróży – i tak aż do Warszawy Centralnej.
Moda na retro
Ledwie jednak czytelnik przekroczył progi stadionu, od razu mógł zapomnieć o prozie życia. Sobota na targach zaczęła się na kryminalnie w stylu retro spotkaniem „Moda na retro – kryminały to nasza specjalność”, którego gośćmi byli: profesor Tadeusz Cegielski, Ryszard Ćwirlej, Krzysztof Beśka i Konrad T. Lewandowski. Profesor Cegielski przekonywał zebranych, że autor kryminałów retro z jeszcze większą dbałością niż pisarz zajmujący się współczesnością musi podchodzić do zgodności opisywanych szczegółów z rzeczywistością. Inaczej może mu zostać wypomniane, jak zdarzyło się w jednym wypadku, że śmigło opisywanego przez literata helikoptera miało cztery, a nie jak sugerował autor, trzy skrzydła. Krzysztof Beśka z kolei argumentował, iż kryminał nie może być przewodnikiem po mieście, w którym jest osadzona jego akcja. Trzeba znaleźć pewien złoty środek przy wplataniu rzeczywistości w fabułę powieści. Takowy z pewnością odnalazł Ryszard Ćwirlej w swoich poznańskich neomilicyjnych powieściach, który, jak wspominał, stolicę Wielkopolski poznawał jeszcze w latach 80., i właśnie te peerelowskie realia autor przedstawił w cyklu swoich kryminałów. Konrad T. Lewandowski chwalił podejście Francuzów (którzy notabene byli w tym roku honorowymi gośćmi WTK), którzy, jak mówił, mają w swoich powieściach dość nonszalanckie podejście do historii.
Francuski mistrz kryminału
Wielkim wydarzeniem było przybycie do Polski francuskiego mistrza kryminału, Pierre'a Lemaitre'a. Choć sam autor przekonywał, że jest on po prostu pisarzem, bez podziału na gatunki. I chociaż we Francji, tak jak i w większości krajów, kryminał niestety jest postrzegany jako gatunek mniej szlachetny, to Lemaitre zaznaczał, że „Do zobaczenia w zaświatach”, powieści, za którą otrzymał Nagrodę Goncourtów, nie napisał po to, by udowodnić, że potrafi pisać. Mówił też, że chce pisać takie powieści, jakie chciałby przenieść na ekran Hitchcock, jednak reżyser nie był zainteresowany. Jest jednak usprawiedliwiony, żartował Lemaitre, ponieważ nie żyje. Francuz odpierał też zarzuty o nadmierne okrucieństwo swoich kryminałów. Twierdził, że to nie on jest okrutny, tylko świat, a kryminały stanowią pewien rodzaj egzorcyzmu przemocy. Lemaitre przyznał również, że irytuje go porównywanie jego twórczości do literatury skandynawskiej i wypisywanie w gazetach artykułów zatytułowanych „Nowy Larsson”. Międzynarodowego sukcesu kryminałów z dalekiej północy Lemaitre upatrywał w tym, iż opisują one Skandynawię w stanie kryzysu, który jest bliski ludziom na całym świecie.
Antropolog od czaszek i od stadionów
Na stoisku grupy wydawniczej Foksal z pewnym opóźnieniem zaczęło się spotkanie z Martą Guzowską i Mariuszem Czubajem. Obydwoje są z wykształcenia antropologami, ale jak to sami ujęli, Guzowska jest antropologiem od czaszek (pracuje na starożytnych wykopaliskach), a Czubaj od stadionów (jest antropologiem kultury).
Marta Guzowska, której nowa powieść „Wszyscy ludzie przez cały czas” jest osadzona na Krecie opowiadała o tym, jak to na greckiej wyspie testem na męskość jest wśród miejscowych wzajemna kradzież kóz i bydła. Tłumaczyła też, w jaki sposób konstruuje bohaterów z krwi i kości w swoich książkach, nadając im pewne rysy (np. porfirię, lęk przed ciemnością itp.).
Mariusz Czubaj z kolei relacjonował, jak wyglądają jego badania terenowe, które najchętniej przeprowadza w lokalnych spelunkach, gdzie podsłuchuje rozmowy miejscowych. Rozmowy, których gdyby nie usłyszało się na żywo, w życiu by się ich nie wymyśliło. Z drugiej strony Czubaj przekonywał, że w powieści kryminalnej nie można opisywać morderstw ujętych w skali jeden do jednego. Bo, jak mówił, cytując Marcina Wrońskiego, to że „szwagier szwagra siekierą”, nie jest dla czytelnika seksi. Spotkanie zakończyło się wspólnym zdjęciem autora „Piątego Beatlesa”, który właśnie pojawił się w księgarniach z fanami ubranymi w koszulki z napisem „Mariusz Czubaj Team”. Pomysłodawcą tych twarzowych wdzianek jest Robert Małecki, a zaprojektowała je Izabela Szymczak.
Królowa kryminału
Na zwieńczenie sobotniego dnia na targach odbyło się spotkanie z Katarzyną Bondą, której „Okularnik” (848 stron, ponad milion znaków!) będzie miał swoją premierę już jutro (20 maja).
Pisarka opowiadała między innymi o trzyletniej pracy nad thrillerem, którego akcja miała być osadzona w Kazachstanie. Książka niestety nigdy nie powstała z powodu śmiertelnych pogróżek, jakie sypnęły się w stronę autorki. Bonda wykorzystała jednak bohaterkę tej niepowstałej powieści, Saszę Załuską, w swojej tetralogii, której „Okularnik” stanowi drugi tom.
Gatunkowo nowa powieść jest kryminałem, jednak z elementami powieści historycznej. Autorka wykorzystała w niej wątki rodzinne. Pisarka przyznała, że przez całe życie opowiadano jej, że jej babcię Kasię, po której odziedziczyła imię, zabił niemiecki czołg. Dopiero przy pisaniu „Okularnika” autorka odkryła, że prawda była zupełnie inna – jej przodkini zginęła w pogromie przeprowadzonym przez polskich żołnierzy. Drugi tom przygód profilerki Załuskiej jest więc niezwykle osobistą powieścią Bondy. Także i pod koniec tego spotkania nie mogło się obyć bez sesji fotograficznej z fanami uzbrojonymi, a jakże, w koszulki z ukoronowaną Bondą.
Wymiana książek
W niedzielę z kolei z samego rana zaraz po otwarciu targowych bram pognałam do sali Amsterdam, gdzie miała odbyć się wymiana książek zorganizowana przez portal Lubimy Czytać. Jednak by zająć pierwsze miejsce w kolejce chętnych do wymiany, należałoby chyba nocować na stadionie – ja zastałam już dziesięć osób ustawionych pod drzwiami w równym rządku. Odczekaliśmy swoje i ruszyliśmy między stoliki zastawione tak nowościami wydawniczymi, jak i skarbami, które przynieśli ze sobą inni czytelnicy. Było w czym wybierać, choć bez większych niespodzianek.
Potem był jeszcze czas, by poszwendać się między targowymi stoiskami, natknąć się na kilku znajomych, zobaczyć, jakie nowości oferują wydawcy. Zakupy niewielkie, bo i ceny, mimo rabatów, wyższe niż w księgarniach internetowych.
Niedzielne popołudnie spędziłam za to na wyścigach. Ale to już temat na inną, jak najbardziej kryminalną opowieść.