Wczoraj zakończył się Włóczykij – Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży. Podczas ostatniego dnia imprezy Kawiarenka Kryminalna miała przyjemność opowiedzieć zgromadzonej w Klubie Festiwalowym publiczności o podróżach tropem kryminalnych bohaterów literackich.
Podróż z Chorzowa do Gryfina już sama w sobie nadaje się na temat wykładu na festiwalu turystycznym. Jak zwykle mogłam „liczyć” na KZK GOP – nasze wspaniałe śląskie tramwaje i autobusy kończące jazdę w połowie trasy, wywożące pasażerów w nieznane, kierowane przez kierowcę, który na zadawane mu pytanie o to, czy mógłby sprzedać bilet, zaczyna udawać głuchoniemego.
Mogłam też liczyć – tym razem bez cudzysłowu - o dziwo na PKP. Czekały mnie dwie przesiadki – w Poznaniu i Szczecinie, na które miałam zaledwie po dziesięć minut. Żaden z pociągów się nie spóźnił, konduktorzy byli mili i pomocni, skłonni wydzwaniać nawet do konkurencyjnego przewoźnika, by wstrzymał się z odjazdem dla jednej pasażerki. A z głośników w każdym przedziale uprzejmy pan na całej trasie informował, jaka będzie następna stacja i przypominał, by przypadkiem nie zapomnieć swego bagażu. A jednak cuda się zdarzają! Nawet na polskiej kolei.
Po dziesięciu godzinach podróży dotarłam do Gryfina – małego miasteczka przy naszej niemieckiej granicy, położonego przy Parku Krajobrazowym Doliny Dolnej Odry. Ciągnąc za sobą walizkę, pierwsze kroki skierowałam do Domu Kultury, gdzie mieściło się centrum dowodzenia festiwalowego. Otrzymałam identyfikator, mapkę oraz informację, iż nocować będę w Sukniach Ślubnych. Hmm, pomyślałam, dziwna to nazwa na pensjonat. Nazwa ta jednak nie była wcale myląca, bo Suknie Ślubne okazały się być faktycznie salonem nie czego innego, jak sukien ślubnych właśnie. Przeciskając się obok eleganckich kreacji, po krętych schodach wchodziło się na pięterko, gdzie zlokalizowane były kwatery.
A na kwaterach... Spotkałam moją wspaniałą Współlokatorkę, dzięki której dowiedziałam się, któż to taki archeolog nurkowy i zyskałam znakomite towarzystwo, z którym ruszyłam na podbój festiwalowych atrakcji. A tych nawet na finiszu imprezy nie brakowało. Na sam początek czekał nas potrójny koncert - Marszałek Pizdudski, Tabu oraz gwiazda wieczoru – Dr Misio, czyli Arkadiusz Jakubik w muzycznej odsłonie. Hulanki nie skończyły się jednak razem z koncertem, pozostał nam jeszcze do zbadania Klub Festiwalowy, w którym przemiła obsługa do piwa podawała darmowe kromy chleba ze smalcem i ogórkami kiszonymi własnej roboty. Powiem jeszcze tylko tyle, że swawole skończyły się grubo nad ranem jeżdżeniem – w iście turystycznym stylu – taksówką po Gryfinie i dobijaniem się do drzwi Sukien Ślubnych, które okazały się być zamkniętymi.
Niedziela była już spokojniejsza, bo i do prezentacji przed festiwalowymi gośćmi trzeba było się przygotować. Do Klubu Festiwalowego powoli napływali słuchacze, którym najpierw Małgorzata Mileszczyk – archeolog nurkowa – opowiedziała o polsko-ukraińskiej misji „Crimea Project – Underwater Expedition”, czyli o nurkowaniu archeologicznym na Krymie. Niezmierzone głębiny morskie penetrowane przez odważnych nurków podsuwały pomysły na kryminalną intrygę literacką.
No a potem wyruszyliśmy w kryminalne podróże tropem bohaterów literackich, odwiedzając min. Kraków Mistrza Marcin Świetlickiego, Katowice Rudolf Heinza, stworzonego przez Mariusza Czubaja, Sosnowiec Korzeńca i Pudru i pyłu Zbigniewa Białasa, Hel Sierpniowych kumaków Violetty Sajkiewicz i Roberta Ostaszewskiego czy też Poznań Ryszarda Ćwirleja. Wstąpiliśmy też do kryminalnej Skandynawii, gdzie czekał na nas Sztokholm Stiega Larssona, Fjällbacka Camilli Läckberg, Ystad Henninga Mankella czy też Kopenhaga Joanny Chmielewskiej.
Włóczykij jest festiwalem, organizowanym przez świetną ekipę, która potrafi wytworzyć fantastyczną atmosferę i sprawić, że zwiedzając świat oczami innych, poczujemy się jak w domu. Mam więc nadzieję, że także w przyszłym roku zawitam w tych sympatycznych stronach. No bo przecież wszystkie drogi prowadzą do Gryfina!