Powieścią „Ostatni policjant” amerykański pisarz i dziennikarz otwiera trylogię kryminalną. Mimo że już od pierwszych stron dowiadujemy się, iż naszą planetę czeka zagłada, nie jest to bynajmniej utwór science-fiction, tylko rasowy kryminał. Choć z nader realistycznie skrojoną wizją pędzącej w stronę Ziemi asteroidy. Do katastrofy zostało 6 miesięcy, 2 tygodnie i 4 dni...
Wedle naukowców tragedia jest nieunikniona i za pół roku siła uderzenia spowoduje anihilację ludzkości. Atmosferę zbliżającego się końca poznajemy z perspektywy amerykańskiego miasteczka Concord w stanie New Hampshire. Reglamentowane paliwo, puste półki sklepowe, szwankujące telefony, zamieszki, wojsko patrolujące ulice i apatia społeczna - obrazy do złudzenia przypominające stan wojenny w Polsce, u Wintersa unaoczniają atmosferę nadchodzącej apokalipsy.
W opozycji do nihilizmu mieszkańców Concord stoi młody detektyw lokalnej policji, Henry Palace. On nie popada w rozterki, nie przeżarła go jeszcze rutyna. Palace wierzy, że za każdą winą powinna podążać kara. Mimo nadciągającego nieubłaganie końca, Henry wybiera sumienną pracę, która jest też dla niego swego rodzaju kotwicą niepozwalającą mu odejść od zmysłów.
W toalecie lokalnego fast foodu znalezione zostaje ciało brokera ubezpieczeniowego, Petera Zella. Incydent wygląda na klasyczne samobójstwo, a takich w Concord ostatnio bardzo wiele. W toku śledztwa Palace nabiera wątpliwości co do okoliczności śmierci ofiary, by ostatecznie sformułować tezę o tym, że w miasteczku grasuje morderca. Ambitny detektyw nie poddaje się i metodycznie depcze zabójcy po piętach.
„Ostatni policjant” jest osadzony w nieco Chandlerowskim klimacie – pojawia się tu pierwszoosobowy narrator, główny bohater odznacza się twardym charakterem, ale ma też w sobie spory pierwiastek nostalgii. Palace, niczym protagonistka serialu „Most nad Sundem” Saga Norén, charakteryzuje się arcyprofesjonalizmem, z drugiej zaś strony chronicznym brakiem dystansu do siebie. W przypadku serialowej bohaterki ma to przyczynę w zespole Aspergera, za to u narratora „Ostatniego policjanta” wpływ na jego postawę mają młody wiek i nadzwyczajne – jakby nie było – okoliczności. Wizerunek detektywa ponuraka ociepla pies, którego Palace w pewnym momencie decyduje się przygarnąć.
Tytuł zobowiązuje – stronice powieści skrzą się detalami procedur policyjnych, danymi technicznymi uzbrojenia, jak również niuansami patomorfologicznymi z sekcji zwłok. Język, którym operują u Wintersa policjanci, jest przekonywający – częstokroć dosadny, soczysty i pełen żargonowych określeń. Widać, że autor dokonał solidnego researchu.
Fabuła jest ciekawa i pełna punktów zwrotnych. Wraz z Palacem czytelnik odkrywa, jak banalnie zapowiadająca się sprawa urasta do rangi grubej afery z kilkoma wątkami pobocznymi. Nieoczywisty sprawca, trzymająca w napięciu akcja i zaskakujące zakończenie dają nam w połączeniu świetną, sensacyjną lekturę.
Nie dziwi zatem, że „Ostatni policjant” zdobył Nagrodę im. Edgara Allana Poe w kategorii najlepsza powieść w 2012 roku. Pozostaje nam czekać na dalsze tomy trylogii.
Ben H. Winters
„Ostatni policjant”
Wydawnictwo RM
Warszawa, 2017
325 s.