To, że w powieści występuje trup, nie od razu robi z niej kryminał. I choć w Miłości, zazdrości i arszeniku wątki sensacyjne jak najbardziej występują, dla mnie jest to przede wszystkim powieść obyczajowa. Taka to lekka, wakacyjna lektura.
Ludmiła Groszek jest lekarką samotnie wychowującą córkę, Misię. Haruje w warszawskim szpitalu, dorabia tłumacząc medyczne artykuły i ledwo wiąże koniec z końcem. Jej monotonne życie przerwane zostaje serią niepokojących wydarzeń. Prawie na jej rękach umiera tajemniczy mężczyzna, po czym jego ciało znika ze szpitala. Potem ktoś, dość nieudolnie zresztą, próbuje porwać Misię. Ledwo z życiem uchodzi też przyjaciel Lutki, Paweł, na którego z dachu bloku o mało nie spada żelazko. Dramatycznych wydarzeń jest o wiele więcej, a Lutka wraz z przyjaciółmi stara się połapać w tym sensacyjnym galimatiasie.
Podobne zamieszanie panuje w życiu osobistym Ludmiły. Były narzeczony pojawia się od czasu do czasu gdzieś na horyzoncie i najwyraźniej nie ma przyjacielskich zamiarów. Ojciec Misi również się pojawia, ale nie ma zielonego pojęcia o swoim rodzicielstwie. Lutka po latach spotyka też Wojtka, który ma wobec niej poważne zamiary.
Miłość zazdrość i arszenik to sympatyczna książka, taka na poprawę humoru i leniwe popołudnie pod gruszą. Jej silną stroną jest realistyczne sportretowanie przeciętnych przedstawicieli polskiego społeczeństwa – takich, którzy mieszkają w M2 odziedziczonym po babci, jeśli już jeżdżą na wczasy, to gdzieś w niedaleką okolicę nad rzekę czy jezioro, zarabiają stanowczo za mało, a doba jest dla nich zdecydowanie za krótka.
Autorka sprytnie splotła ze sobą kilka wątków, prowadzących do wspólnego zakończenia. Ale dlaczego powieść Zawadzkiej nie jest dla mnie kryminałem? Trup się ściele, śledztwo prowadzone jest, ale w zasadzie nie wiadomo, przez kogo. Podkomisarz Staszek występuje tu na drugim planie, a z samej Lutki raczej marny jest detektyw. Choć skończyła już trzydzieści lat i ma już jakiś bagaż doświadczeń, naiwna jest jak swoja własna, czteroletnia córka. Łatwowierna i chwilami irytująca. Poza tym na pierwszy plan powieści wysuwa się życie uczuciowe Lutki, przyćmiewając policyjne dochodzenie.
Jeśli bym mogła, to udzieliłabym kilku rad Autorce. Po pierwsze, kiedy bohaterka chce sobie poczytać jakąś dobrą literaturę i sięga po Paulo Coelho, to jest to zaprzeczenie samo w sobie. Po drugie, zmieniłabym imiona bohaterów na bardziej wiarygodne. No bo czy ktoś zna chociaż jedną trzydziestolatkę, która nazywa się Ludmiła czy Kordula? Balbina to imię pewnej gęsi i niech tak pozostanie. A po trzecie, nie każdy czytelnik, szczerze mówiąc, rzadko który, ma ochotę przez półtorej strony dowiadywać się o tym, jak często Misia robiła siku w nocy i jak długo wysiadywała na nocniku kupkę.
Miłość, zazdrość i arszenik jest lekturą typowo kobiecą, typowo wakacyjną, lekką i zwalczającą chandrę. Tylko tyle; a może aż tyle?
Anna M. Zawadzka
Miłość, zazdrość i arszenik
Replika
Zakrzewo, 2013
327 s.