Brugia – urokliwe, belgijskie miasteczko we Flandrii Zachodniej, z powodu licznych kanałów przecinających centrum zwane „Flamandzką Wenecją”. Mnóstwo zabytków, tłumy turystów i...równie liczne tłumy morderców oraz wszelkiej maści przestępców czających się za każdym rogiem. A na ich tropie niestrudzony inspektor Pieter Van In.
Van In to policjant tyleż błyskotliwy co irytujący. Początkowo jego sztandarowy okrzyk: „Bensonie w niebiesiech” drażnił mnie straszliwie. W miarę jednak zapoznawania się z tą oryginalną postacią, coraz bardziej ją lubiłam. Van In nie ma łatwego charakteru. Co rusz popada w depresyjne nastroje, pije, pali, zapuścił spory zapas sadełka, nie wiedzieć czemu, zdradza swoją ukochaną Hannelore. Nienawidzi Niemców. Ustanawia własne zasady moralne i jeśli uzna to za stosowne, przejmuje sprawiedliwość w swoje ręce. Do tego wpadł w kłopoty finansowe i z trudem wysupłuje drobne nawet na ukochane piwo Duvel.
A tymczasem w Brugii zostaje zamordowany pewien Niemiec, przy którym znaleziono zdjęcie słynnej rzeźby Michała Anioła. Wkrótce ktoś podkłada bombę pod pomnik poety, Guido Gezellego. Sprawy te nie dość, że zaczynają łączyć się ze sobą, to jeszcze mają najwyraźniej coś wspólnego z wydarzeniami z czasów II wojny światowej i z...zaginionym skarbem. Brugia oraz jej mieszkańcy są zagrożeni, a inspektor Van In zrobi wszystko, by na czas rozwikłać zagadkę.
Aspe bardzo zagmatwał intrygę i nie sposób się tu samemu połapać, kto, kogo, dlaczego, jak i kiedy. Van In rozwiązuje kryminalną łamigłówkę dzięki teorii chaosu, o której przeczytał w odnalezionej gdzieś pod stołem w salonie książce. Mam wrażenie, że chwilami to fabuła Midasowych morderstw jest jednym, wielkim chaosem. Z jednej strony zmusza to czytelnika do wysilenia szarych komórek, jednak wydaje mi się, że wątki są tu nazbyt zamotane.
Nie zmienia to faktu, że powieść czyta się szybko i przyjemnie. Można na własnej skórze poczuć klimat tego zasypanego akurat śniegiem, malowniczego miasteczka, gdzie pod dostatkiem jest na równi tak pubów, jak i sensacyjnych wydarzeń. Autor wykorzystuje ciekawe motywy historyczne, zręcznie łącząc je ze współczesnością. Przyjemna to lektura i żywa reklama tego zakątka Europy. Bo jak sobie człowiek poczyta o inspektorze Van Inie, to od razu chciałby pojechać i na własne oczy zobaczyć te pełne zabytków miasteczko.
Jeszcze tak na marginesie. Jeżeli sądziliście, że nazwiska występujące w skandynawskich kryminałach są trudne do wymówienia czy zapamiętania, zerknijcie na te belgijskie, a szybko zmienicie zdanie.
Midasowe morderstwa to dopiero druga część, po Kwadracie zemsty, przygód niesfornego, belgijskiego policjanta. A powstało ich jak na razie – uwaga(!) - trzydzieści dwa tomy. Ciekawa jestem, w co też Aspe wplącze swojego bohatera w kolejnych powieściach.
Pieter Aspe
Midasowe morderstwa
przeł. Ryszard Turczyn
Videograf
Chorzów, 2012
299s.