Lublin ma Marcina Wrońskiego, Wrocław – Marka Krajewskiego, a Poznań – Ryszarda Ćwirleja. Ci trzej Panowie piszą kryminały retro, z tym że Ryszard Ćwirlej nie przenosi się aż w tak odległe czasy jak dwudziestolecie międzywojenne. Sięga zaledwie jakieś trzydzieści lat wstecz do schyłkowej już fazy PRL-u. Niektórzy nazywają Ćwirleja twórcą nowego gatunku literackiego – powieści neomilicyjnej.
To już piąta powieść o przygodach Teosia Olkiewicza, Mirka Brodziaka i ich kolegów z komendy wojewódzkiej MO w Poznaniu. Jest rok 1983, a do Polski z wizytą przylatuje Jan Paweł II. Jednak nie tym wydarzeniem żyją nasi bohaterowie, gdyż do rozwiązania będą mieli pewną kryminalną zagadkę.
Śmiertelnie poważna sprawa zaczyna się tak mrocznie i poważnie jak jeszcze nigdy dotąd u Ćwirleja. W Grodzisku Wielkopolskim zostaje potrącona, potem wielokrotnie zgwałcona, a następnie zamordowana młoda dziewczyna, która wybrała się na przejażdżkę rowerową. Miejscowa milicja pod naciskiem lokalnych kacyków szybko zamiata sprawę pod dywan, wsadzając do więzienia Bogu ducha winnego pijaczka. Akta śledztwa trafiają jednak na biurko Alfreda Marcinkowskiego, który widząc ewidentne nieścisłości, deleguje Brodziaka i Olkiewicza do przyjrzenia się sprawie w Grodzisku. Milicjanci już na wstępie mają farta, gdyż w miejscowym sklepie udaje im się zakupić bez kartek kilka zgrzewek Johnny'ego Walkera, którego to podejrzanego alkoholu nikt nie chce tu pić.
Generalnie rzecz ujmując, Brodziak zajmuje się śledztwem, Teoś, jak to on, chleje na umór, a koniec końców i tak wychodzi na bohatera. Pojawia się też, a jakże, Gruby Rychu, cwaniaczek i kombinator, przyjaciel Brodziaka z dzieciństwa, który wraca po latach z Niemiec, gdzie prowadzony przez niego interes padł bezpowrotnie. Jednych tropy kryminalne, innych wódczane, a jeszcze innych biznesowe wiodą do starego kurnika w gospodarstwie gdzieś pod Grodziskiem. Tam też rozegra się rozstrzygająca akcja, z której nie każdy z bohaterów wyjdzie cało.
Tym razem Ćwirlej pokazuje atmosferę zapyziałej dziury z jedną knajpą, kościołem i urzędem gminy, gdzie każdy zna każdego, a układy i układziki, mają się tu jeszcze lepiej niż w dużym mieście. Po mistrzowsku wypunktowuje wszystkie absurdy życia w demokracji ludowej. Mamy tu więc zakaz picia alkoholu do godziny trzynastej skrzętnie omijany poprzez mieszanie wódki z oranżadą czy też wmuszanie w klientów restauracji obowiązkowych, a przechodnich zakąsek do napojów wysokoprocentowych.
Autor odmalowuje tło peerelowskiej codzienności. Kolejki od czwartej rano przed pustymi sklepami, cinkciarze pod Pewexami, kradzione z zachodu zdobycze cywilizacyjne sprzedawane na Rynku Łazarskim, prywatną produkcję bimbru z zapałem rekwirowaną przez stróżów prawa przy nadarzającej się okazji. Przypowiastki o tym, jak to kiedyś sklep nazywano rzeźnikiem i można w nim było kupić mięso, a teraz sklep nazywa się mięso – wędliny, a kupić w nim można jedno wielkie nic.
Jest śmiesznie. Chwilami aż do łez. Jak choćby scena, w której Olkiewicz myli własną szwagierkę z meblościanką. I zamiast pogłaskać błyszczącą politurę mebla, zamierza poklepać kobietę w wydatny tyłek.
Jednak Ćwirlej zna umiar. Nie tworzy zakłamanego obrazu wesolutkiego kraju, w którym choć ludzie nie mieli co jeść, żyli w szarzyźnie i beznadziei, to tak w zasadzie można by to potraktować jako świetną anegdotę. Może i można, ale wypadałoby przy tym nie zapominać o ciemnej stronie życia w tamtych czasach. I Ćwirlej nie zapomina. W jego powieściach znajdziemy pałujące demonstrantów ZOMO, pobicia w trakcie milicyjnych przesłuchań, bezkarne i wszechmogące UB.
Śmiertelnie poważna sprawa jak i wszystkie książki Ćwirleja mają, oprócz przemyślanej fabuły, historycznego tła i znakomicie nakreślonych bohaterów, jedną niewątpliwą zaletę. Jest nią język. Żywy – właśnie tak mówią zwykli ludzie! Giętki i plastyczny. Zaprawiony poznańską gwarą w wyważonych proporcjach. A jakie to pouczające. Po przeczytaniu wszystkich pięciu części przygód wielkopolskich milicjantów, doskonale już wiem, kto to szuszfol, szkieł i szantrapa.
Ryszard Ćwirlej zapowiada, że w następnej powieści zamierza przenieść akcję do roku 2012. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak Olkiewicz i spółka poradzili sobie ze zmianą ustroju.
Ryszard Ćwirlej
Śmiertelnie poważna sprawa
Zysk i S-ka
Poznań, 2013
470s.