Choć rzecz tyczy się walki z caratem, Polskich terrorystów czyta się jak współczesne raporty kontrwywiadowcze. Przemycanie dynamitu w majtkach, gorsetach, stanikach, składanie bomb na zapleczu zakładu krawieckiego czy dobrze zorganizowane napady na pociągi – to tylko niektóre z anegdot, którymi Wojciech Lada porywa czytelniczą wyobraźnię. Do sukcesu książki przysłużył się w dużej mierze talent pisarski autora, ale i ułańska fantazja bojowników z przełomu XIX i XX wieku.
Zaciekawiony chwytliwym tytułem, sięgnąłem po lekturę Polskich terrorystów w przekonaniu, że będzie mowa o naszych rodakach w Al-Kaidzie, szkoleniach terrorystów w Polsce Ludowej, czy braciach Kowalczykach. A tymczasem Wojciech Lada ujmuje rzecz z historycznego punktu widzenia. Mimo braku aktualiów, wcale się nie rozczarowałem.
Wojciech Lada to dziennikarz, pasjonat historii, który zadebiutował w 2010 roku wespół z Jerzym Skoczylasem Wielkimi ucieczkami – drukowaną wersją serialu dokumentalnego TVN, o tym jak nielegalnie opuszczano granice komunistycznej Polski.
W najnowszej książce Lada omówił w sposób szalenie interesujący, jak zjawisko terroryzmu wykuwało się na terenach Polski pod zaborami. Ciekawe historie dnia codziennego to dodatek bardzo cenny, sprawiający, że lektura wciąga bez reszty. Dodatek, bo podstawą opracowania jest solidnie ugruntowany materiał faktograficzny. Tu efektowne wodotryski nie przerastają treści. Autor musiał włożyć ogromny wysiłek w skomponowanie bogatej bibliografii, opartej o artykuły i opracowania naukowe, wspomnienia i czasopisma.
Genezy zrodzenia się ruchu terrorystycznego na terenach Królestwa Polskiego autor upatruje w opresjach, jakie carat fundował po powstaniu styczniowym. A te, miast wymusić posłuch, rodziły niepohamowaną chęć zemsty. Dodatkowym katalizatorem były mizerne warunki życia robotników, słabo opłacanych, nie mających widoków na przyszłość. To właśnie z tych szeregów partie socjalistyczne rekrutowały bojowników, którzy po przeszkoleniu przypuszczali ataki na administrację carską. Sprawdzone wcześniej kanały przerzutowe drukowanych na Zachodzie publikacji oraz ichniejsze metody konspiracji wykorzystano i rozwinięto do perfekcji przy kontrabandzie broni i środków wybuchowych. Nader chętnie korzystano z pomocy kobiet, które kursowały szlakami przemytniczymi do Galicji, a przez Petersburg, Finlandię i Szwecję, aż do Londynu.
Chcąc pozyskać środki na działalność antyrosyjską uzbrojone oddziały dokonywały napadów na sklepy monopolowe, których właścicielom wystawiano pokwitowania zrabowanych kwot pieniędzy (!). Celem właściwych ataków byli policjanci, urzędnicy, donosiciele carscy. Skalę zjawiska oddaje fakt, że w szczytowym 1906 roku Polacy przeprowadzili 1245 zamachów, co dawało średnią trzech aktów terroru dziennie. Bezpośrednio w akcje zaangażowanych było około pięciu tysięcy bojowników, a wliczając ludzi logistyki i wsparcia, stanowili oni solidną konspiracyjną armię. Stopień wyszkolenia z każdym rokiem rósł, czego dowodem może być mało znana w literaturze akcja pod Rogowem. Perfekcyjnie przeprowadzony napad na pociąg przez profesjonalnych bojowców, którzy działali niczym dzisiejsze jednostki specjalne, był największym od czasów powstania styczniowego starciem Polaków z oddziałami rosyjskimi.
Konsternacji doznałem, czytając, kto parał się działalnością terrorystyczną. Były to persony nie byle jakie: Józef Piłsudski, Ignacy Mościcki, Stanisław Wojciechowski, Walery Sławek, Tomasz Arciszewski, Aleksander Prystor. Fakt, że przyszli premierzy, prezydenci i marszałek międzywojennej Polski kilkanaście lat wcześniej latali po mieście z bombami domowej roboty za pazuchą i browningami w ręku, odsłonił mi nieznane karty historii.
Terrorystyczne rzemiosło łączyło też ludzi w pary. W takich okolicznościach swoją małżonkę poznał Józef Piłsudski, kiedy to oboje w mieszkaniu konspiracyjnym walili Roba (s.238), jak eufemistycznie nazywano potajemne drukowanie Robotnika - organu prasowego PPS-u.
Mocną stroną opracowania jest brak dydaktyzmu i silenia się na poprawność polityczną. Sam autor przyznaje bez ogródek, że w świetle dokumentów terror stosowany przez polskich bojówkarzy w różnych etapach przybierał formę zwykłego bandytyzmu, połączonego z defraudacją pozyskanych finansów. Również w kwestii nazewnictwa Lada pozostawia ocenie czytelników, czy bojowcy PPS-u byli rewolucjonistami, bohaterami, bandytami czy może jednak tytułowymi terrorystami,.
Wartościowe treści płynące z tej książki idą w parze z formą wydawniczą. Książka ukazała się w twardej oprawie, jest solidnie zredagowana, bez irytujących literówek, z wprost kapitalnym i jakże sugestywnym projektem graficznym okładki. Dodatkowo przedstawiane historie i sylwetki bojowników zilustrowano czarno-białymi zdjęciami oraz rysunkami.
Autor w jednym z wywiadów zapowiedział plany kontynuacji, która będzie już osadzona w latach II wojny światowej. Pozostaje więc czekać na kolejne dawki wybuchowych treści o terrorystach znad Wisły.
Wojciech Lada
Polscy terroryści
Znak Horyzont
Kraków, 2014
365 s.