W „Urwisku” znajdziemy wszystko to, co w twórczości Roberta Małeckiego najlepsze: solidny policyjny kryminał, złamanych, intrygujących bohaterów, wiarygodne (poparte porządnym researchem) zaprezentowanie świata przedstawionego, zaskakujące (ale wymyślane nie na siłę) zwroty akcji. Seria z Marią Herman i Olgierdem Borewiczem stoi na mojej prywatnej półce kryminalnych ulubieńców obok cyklu z komisarzem Bernardem Grossem.
Bydgoskie Archiwum X, czyli policyjny wydział zajmujący się sprawami nierozwiązanymi, a dawno już zamkniętymi, tym razem bierze na tapet zaginięcie młodej kobiety. Monika Chudzińska być może targnęła się na swoje życie, a jej ciało po prostu nie zostało jeszcze odnalezione. Miałaby ku temu powody, ponieważ niedawno doszło do tragedii – jej córeczka Zuzia umarła z przegrzania zamknięta i zapomniana w samochodzie matki. Monika wprawdzie nie przyznawała się do winy, spychając ją na męża, ale trudno się w tym przypadku dziwić mechanizmowi wyparcia. Już naprawdę nie wiadomo, kto miał dziewczynkę odwieźć do żłobka: matka czy ojciec. Fakt jest jednak taki, że o niej zapomniano i zmarła w wyniku hipertermii. A potem jej rodzicielka przepadła bez śladu.
Śledztwo prowadzi zgrany duet – znany już czytelnikom z pierwszego tomu cyklu pt. „Wiatrołomy” – Maria Herman i Olgierd Borewicz. Skrupulatnie przepytują męża Chudzińskiej – który zdążył sobie ułożyć życie na nowo z Hanną Pilewską. Para doczekała się dziecka, a jedyną wciąż zainteresowaną odnalezieniem Moniki zdaje się być... Hanna. Kobieta zakłada profile w mediach społecznościowych poświęcone zaginionej, a zebrane tam informacje przekazuje na bieżąco policji. No i jest jeszcze ojciec Moniki, który nigdy się nie pogodził z utratą córki oraz sąsiad Chudzińskich jakoś zbytnio zainteresowany sprawami mieszkańców willi zza płotu.
Jednocześnie Olgierd prowadzi prywatne dochodzenie związane z kolejnym zaginięciem – zniknęła dziewczyna, która jest Borewiczowi znana ze schadzek swingersów urządzanych przez policjanta na zlecenie pewnego biznesmena. Olgierd wolałby, by jego udział w przedsięwzięciu nie wyszedł na jaw, zatem sam musi prędko dojść do prawdy, zanim organa ścigania się nim zainteresują. W pewnym momencie obie sprawy zaczynają się zaskakująco ze sobą łączyć. Herman i Borewicz będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, by rozwikłać ten kryminalny galimatias.
Dotąd z wszystkich – znakomitych skądinąd – powieści Roberta Małeckiego najbliższe mojemu czytelniczemu sercu były te traktujące o komisarzu Bernardzie Grossie z Chełmży (ten zresztą jest w „Urwisku” kilka razy wspomniany przez bydgoskich kolegów po fachu). Cykl o stróżach prawa z Archiwum X polubiłam równie mocno. Obie te serie cechuje podobny klimat nieśpiesznego policyjnego śledztwa, które jednak nieubłaganie dąży do wykrycia sprawcy – wszystko to w iście mankellowskim stylu. Klasa sama w sobie.
Ciekawi są też protagoniści. Maria Herman to hazardzistka próbująca wyrwać się z nałogu. Nie wierzy, że zasługuje na szczęście po tym, co zrobiła innym. Ma też do przepracowania stosunki z nieżyjącą już matką. Olgierd Borewicz z kolei jest seksoholikiem, który ucieka od rodziny, ale i od traum z dzieciństwa w pracę i w swój nałóg. Dobrze, że tych dwoje ma siebie nawzajem – to prawdziwa przyjaźń, niezniszczalny tandem, który skrywa też pewną tajemnicę (tu po więcej szczegółów trzeba zajrzeć do „Wiatrołomów”). Jeśli ów sekret wyjdzie na jaw, tak Maria, jak i Olgierd będą skończeni.
„Urwisko” to powieść odkrywająca najczarniejsze zakamarki ludzkiej duszy, poruszająca ważne problemy społeczne. Ale też jest to historia o miłości, która prowadzi prosto w piekielne czeluście.
Małecki umiejętnie wykorzystuje tak niby proste narzędzie do kreowania powieściowej atmosfery, jakim jest pogoda. Gwarantuję, że podczas lektury „Urwiska” zrobi się wam równie duszno i gorąco, jak książkowym bohaterom. I to nie tylko ze względu na panujące w tej historii obezwładniające upały.
Robert Małecki potrafi skutecznie budować napięcie, a do tego sprowadzać czytelnika na manowce. Oszukał mnie (ku mej uciesze) w „Urwisku” wielokrotnie. I już nawet nie wspomnę o skokach czytelniczej adrenaliny przy pewnych rozwiązaniach fabularnych...
Krótko mówiąc, „Urwisko” to znakomita, wielowarstwowa powieść kryminalna, która ma jedną wadę – kończy się zbyt szybko i teraz nie pozostaje nic innego, jak czekać na ciąg dalszy.
Robert Małecki
„Urwisko”
Wydawnictwo Literackie
Kraków, 2023
451 s.