„Bogata matrona budująca makabryczne domki dla lalek” – tak postrzegało Frances Glessner Lee środowisko Uniwersytetu w Harvardzie, z którym tak bardzo pragnęła współpracować. Jednak Bruce Goldfarb swoją książką poświęconą życiu i dorobkowi tej niezwykłej kobiety udowadnia, że to raczej tym panom bliżej było do „niewdzięcznych i głupich starych ramoli”, jak określiła ich wreszcie zainteresowana. Poznajcie kobietę, bez której nie byłoby kryminalistyki we współczesnej formie. Kobietę z pasją, pieniędzmi do jej realizowania i determinacją gotową pokonać każdy opór. Wszelkimi środkami.
W skrócie – Frances Glessner Lee tworzyła dioramy, czyli mikroskopijne makiety miejsc zbrodni, które służyły policjantom w celach szkoleniowych i poznawczych – miały skłaniać do obserwacji, zachowania otwartego umysłu i nieferowania zbyt pochopnych wyroków. Te Przekrojowe Studia Niewyjaśnionych Zbrodni zachowały się do dziś i stanowią duży wkład w rozwój współczesnej kryminalistyki.
Bruce Goldfarb traktuje jednak temat o wiele szerzej. Kwestia „domków zbrodni” stanowi tylko przyczynek do opowieści o burzliwym życiu ich twórczyni oraz jej pełnej fantazji rodziny, ale i o początkach zawodu koronera w Stanach Zjednoczonych, powstawaniu fachu medyka sądowego i medycyny sądowej jako nauki w ogóle.
Zacznijmy jednak od rodziny. Glessnerowie byli zamożni, kulturalni i oświeceni. Budowali dla siebie dziwaczne architektonicznie domy wyprzedzające epokę. W nich organizowali kulturalne spędy: a to matka Fanny (jak mówiono na Frances za młodu) zapraszała panie z wyższych sfer na Poniedziałkowe Poranne Koło Czytelnicze, to znowu przyjmowano muzyków miejscowej orkiestry symfonicznej na kolację. Wszystkich dziewięćdziesięcioro naraz.
Frances miała szczęśliwe dzieciństwo, uczyła się w domu, wspierano jej pasje, nie stawiano ograniczeń ani nie wymierzano kar. Frances żyła jednak na przełomie XIX i XX wieku i od ówczesnych uwarunkowań społecznych nie do końca mogła uciec. Bardzo chciała studiować medycynę na Harvardzie, co było nie do pomyślenia. Kobiet tam po prostu nie przyjmowano. Książka Goldfarba pozwala sobie uświadomić, że zmiany w kwestii równości płci zaczęły zachodzić naprawdę stosunkowo niedawno. „18 zbrodni...” jest więc też opowieścią feministyczną pokazującą kobietę, która mimo powszechnego oporu i lekceważenia prze przed siebie, by realizować swoje cele. Cele te jednak nie mają przynosić korzyści jej samej, a całemu społeczeństwu. Podane przykłady na dyskryminację płci żeńskiej (nierówność płac, dostęp do edukacji itd.) nie dotyczą zresztą tylko Lee. Autor zaprezentował przekrojowy obraz epoki i pierwsze – coraz bardziej się pogłębiające – rysy na jej mizoginistycznej powierzchni.
Opowieść Goldfarba jest z jednej strony przepełniona faktami historycznymi, doniesieniami naukowymi (głównie na polu medycyny sądowej), tymi z zakresu prawa, ale też stanowi zbiór ciekawych, często zabawnych dykteryjek związanych z Lee i jej otoczeniem. Jak na przykład ta, wedle której mąż Frances o mało nie został współudziałowcem dopiero raczkującej firmy produkującej pewien napój. „O mało”, ponieważ trunek wydał mu się wyjątkowo ohydny, więc zrezygnował ze współpracy. Napojem tym była Coca-Cola... Taka równowaga w tematyce poważnej i tej anegdotycznej sprawia, że „18 zbrodni...” czyta się łapczywie i z wielkim zainteresowaniem.
Przejdźmy zatem do kwestii naukowych. Frances Glessner Lee wzięła sobie za cel rozwój medycyny sądowej i upowszechnianie wiedzy o niej w społeczeństwie. Chciała działać na trzech płaszczyznach: pokazać policji, na czym polega medycyna sądowa – organizowała więc dla funkcjonariuszy szkolenia; doprowadzić do zmian w prawie, które pozwoliłyby uwzględniać osiągnięcia w tej dziedzinie w sprawach kryminalnych; i rozwinąć samą medycynę sądową, co czyniła u boku swojego przyjaciela medyka sądowego George'a Burgessa Magratha. Była to tytaniczna praca, której Frances Glessner Lee mogła się podjąć z dwóch przyczyn. Po pierwsze, to była jej pasja, wręcz życiowa misja. Po drugie zaś, miała na to pieniądze, które odziedziczyła po swoich przodkach.
Często kolejne przeszkody administracyjne czy światopoglądowe pokonywała właśnie dzięki zasobom finansowym. Tak sobie poczynała z Harvardem, w którym pragnęła rozwijać Zakład Medycyny Sądowej, łożąc na jego działalność, obiecując hojny zapisek w testamencie, fundując stypendia, a jak trzeba, to używając finansowego szantażu.
Miała Frances charakterek! I upór w dążeniu do celu. Obsesję detalu. Ale i ogromne serce dla bliskich. Była hojna i nie skąpiła swojego majątku dla dobra sprawy. Goldfarb obrazowo przedstawił psychologiczny rys tej nietuzinkowej postaci. Poznając podczas lektury Frances, wyobrażałam sobie biograficzny film z Meryl Streep w roli głównej (skojarzenie pojawiło się chyba w odniesieniu do „Boskiej Florence”, w której aktorka wcieliła się w śpiewaczkę-amatorkę Florence Foster Jenkins).
Goldfarb przytacza wiele tragedii zbiorowych (np. zatopienie tramwaju z kilkudziesięcioma pasażerami w rzece czy wybuch zbiornika na melasę) i indywidualnych, ofiary których trafiały potem na stół medyków sądowych, dzięki wiedzy których wymiar sprawiedliwości mógł oczyścić z zarzutów niewinnych, a sprawców osądzić.
Pojawia się tu też wątek nawiązujący do beletrystyki kryminalnej – fanem Frances został niezwykle popularny w tamtych czasach autor powieści gatunkowych Earl Stanley Gardner, twórca serii przygód adwokata Perry'ego Masona. Stał się on swego rodzaju narzędziem do upowszechniania medycyny sądowej, wykorzystując jej zdobycze do snucia swoich sensacyjnych fabuł.
Trzeba też zwrócić uwagę na znakomitą warstwę graficzną książki – okładkę, rysunki w środku, a na koniec serię zdjęć z archiwum Frances.
„18 zbrodni w miniaturze” to opowieść oparta o stosy materiałów źródłowych, jak najwiarygodniej przedstawiająca sylwetkę nieszablonowej kobiety, jaką niewątpliwie była Frances Glessner Lee. Przy czym Bruce Goldfarb robi to tak zręcznie, że jego dzieło czyta się jak pasjonujący tytuł literatury gatunkowej. To też pozycja niezwykle przydatna pod względem oddania hołdu kobietom istotnym w procesie rozwoju dziedzin naukowych niesłusznie utożsamianych tylko z męską prerogatywą.
Zapraszam zatem na spotkanie z Frances Glessner Lee. Z pewnością „bogata matrona” zrobi na was wrażenie.
Bruce Goldfarb
„18 zbrodni w miniaturze. Nieznana historia Frances Glessner Lee i początków współczesnej kryminalistyki”
przeł. Mikołaj Denderski
Wydawnictwo Bo.wiem
Kraków, 2023
317 s.