Policyjny duet Burzyński&Majewski powraca w czwartym tomie kryminalnej serii. Tym razem Opiat-Bojarska funduje poznańskim mundurowym prawdziwy rollercoaster. Mają rozwikłać zagadkę śmierci kobiety, której ciało znaleziono w bagażniku rozbitego auta. By tego dokonać, fatygują się na plan filmów porno, próbują tytułowej ucieczki z escape roomu, toczą pojedynek z wikingiem, a nawet spotykają się oko w oko z tygrysem.
„Ucieczka” toczy się dwuwątkowo. Z jednej strony mamy escape room i odwiedzającą go grupę młodych ludzi, która pakuje się w kłopoty. Escape roomy, bardzo modną ostatnio formę rozrywki, polubiła również sama autorka. Idea zabawy polega na wydostaniu się w narzuconym przez organizatora czasie z zamkniętego pomieszczenia. By to osiągnąć, uczestnicy muszą po drodze rozwiązać podrzucane im łamigłówki.
Drugi wątek powieści dotyczy policyjnego dochodzenia w sprawie wspomnianych już zwłok z bagażnika. Do tego pojawia się jeszcze kilka pobocznych historii. Na przykład ta związana z kulisami działalności nielegalnej fermy drapieżnych i egzotycznych zwierząt. Jest też coraz bardziej zuchwały światek pornobiznesu. Na to wszystko nałożone są również perypetie z życia osobistego protagonistów.
Pisarka przedstawia ciekawe spektrum bohaterów. Pierwsze skrzypce gra oczywiście duet mundurowych: Michał Majewski i Przemysław Burzyński. To iście wybuchowa mieszanka nieustannie kąśliwych, opryskliwych wobec siebie i otoczenia partnerów. W „Ucieczce”, poza problemami w firmie, muszą też gasić pożary w swoich rozlatujących się związkach.
Opiat-Bojarska tworzy wyraziste, mocno zarysowane i zapadające na długo w pamięć postacie. Wystarczy wspomnieć choćby jednego z czarnych charakterów, który ma słabość do serialu “Wikingowie” i też takiego z wyglądu przypomina, czy Egipcjanina, który kieruje escape roomem “Escape or Die” przy poznańskim Starym Rynku, i jest bohaterem dość diabolicznym.
Poznańska pisarka znana jest z przeprowadzania drobiazgowego researchu do swoich książek. „Ucieczka” nie stanowi wyjątku w tym względzie. Widać, że Joanna Opiat-Bojarska dokładnie sprawdziła na przykład meandry branży informatycznej, zanim napisała o niej w swojej najnowszej powieści. Choć z drugiej strony, społeczność ta została przestawiona nieco stereotypowo. No bo jednak czy każdy programista to niedogolony nerd, który żyje w brudzie, je fast-foody, zapija colą i nie ogarnia otaczającego go świata?
Warstwa językowa powieści jest przekonywająca. Policjanci i nadzorujący ich pracę prokurator Pełkowski mówią żargonowo, nie stroniąc przy tym od knajackiej mowy. Aczkolwiek maniera Majewskiego do okraszania wypowiedzi słowem „kuźwa” irytuje. Rasowi stróże prawa używają raczej nieco wzmocnionej wersji tego przekleństwa.
W dialogach dużo rozrywki dostarcza czytelnikowi wspomniany Egipcjanin. Nie dość że sepleni, to jeszcze kaleczy okrutnie polszczyznę, notorycznie mieszając anglicyzmy z polskimi wyrazami.
Atmosfera powieści jest mroczna. Niedookreślony niepokój wciąż wisi nad bohaterami, a co za tym idzie, nad czytelnikami. Już same tematy, które autorka wzięła na warsztat, anonsują sporą dawkę emocji. Opiat-Bojarska zręcznie wykorzystała też klimat odgórnego zagrożenia, który spowodowany jest fatalną pogodą. Stale obecnym tłem dla fabuły są spustoszenia wywołane orkanem, który szaleje nad Polską. Poza tym jest zimno, leje, a wieje tak, że wyrywa przystanki autobusowe.
Tempo fabuły jest miarowe, pod koniec wyraźnie przyspiesza, owocując dreszczopędnym finałem. Sama intryga “Ucieczki” została zawikłana po mistrzowsku. Nic nie jest tu pewne aż do ostatniej strony.
Joanna Opiat-Bojarska
“Ucieczka”
Czarna Owca
Warszawa 2018
407 s.