Yrsę Sigurdardóttir ewidentnie ciągnie w stronę horroru. Islandzka królowa gatunku nawet w powieściach kryminalnych chętnie umieszcza elementy nadprzyrodzone, które koniec końców na całe szczęście są racjonalnie wytłumaczone. W Weź moją duszę - drugiej z kolei części przygód prawniczki Thory Gudmundsdóttir – duchów jest pod dostatkiem. A co z nich naprawdę za duchy, radzę Wam przekonać się osobiście.
Thora wyjeżdża na weekend do nowego luksusowego spa. Nie zamierza tam jednak wypoczywać. Dostaje zlecenie od kierownika hotelu, Jonasa. Ma udowodnić, że poprzedni właściciele ziemi, na której zbudowano ośrodek, specjalnie zataili przed Jonasem wadę ukrytą terenu. Defekt ów polega mianowicie na tym, że w okolicy starszą duchy zmarłych dzieci, przez co interes nie kręci się tak dobrze, jak powinien. Thora zamierza wyperswadować swojemu klientowi rzucanie nonsensownych oskarżeń.
Na pobliskiej plaży zostaje znalezione ciało pani architekt, która zajmowała się przebudową hotelu. Jednym z podejrzanych jest Jonas. Thora musi więc zostać na dłużej w spa i samodzielnie znaleźć mordercę, zanim jej klient trafi na długie lata za kratki. W odwiedziny do prawniczki przyjeżdża jej kochanek Matthew, Niemiec, którego poznała w poprzednim tomie i razem rozpoczynają śledztwo.
Wkrótce w położonej nieopodal stadninie koni morderca znów atakuje. Thora musi więc znaleźć sprawców dwóch zabójstw oraz rozwikłać zagadkę z przeszłości. Na terenie, na którym stanęło spa, mieszkali dwaj skłóceni bracia z żonami. Członkowie rodziny powymierali, zostawiając za sobą tajemnicę małej Kristin. Kim była i jaki los ją spotkał? Czy to jej niespokojny duch nęka po nocach gości hotelu? Thora nie spocznie, dopóki nie dojdzie do prawdy.
Yrsa potrafi stworzyć klimat. Groza przenika z kart powieści i choć w głębi ducha wiemy, że wszystkie te irracjonalne, a przyprawiające o gęsią skórkę wydarzenia, zostaną nam na końcu rozumnie wyjaśnione, dajemy się wciągnąć w mrożącą krew w żyłach opowieść. Bo to sama przyjemność być straszonym przez Yrsę!
Z czytelniczą niecierpliwością sięgam po kolejne książki Yrsy, bo też zaprzyjaźniłam się z Thorą. Jej złośliwe przekomarzanki z Matthew dodają powieściom humoru. Thora może i nie jest idealną matką, czekającą na swoje dzieci z gorącym obiadem, ale zawsze staje za nimi murem. Nawet, gdy dowiaduje się, że w wieku trzydziestu sześciu lat zostanie...babcią. Thora to niezwykle sympatyczna postać.
Yrsa przede wszystkim jest mistrzynią snucia kryminalnej intrygi, rzucania podejrzeń na na prawo i lewo, podsuwania fałszywych tropów. Czytelnik daje się z łatwością zwieźć jej knowaniom, uwieźć atmosferze powieści, a własną duszę oddaje Autorce bez proszenia.
Yrsa Sigurdardóttir
Weź moją duszę
przeł. Jacek Godek
MUZA
Warszawa, 2008
398 s.