Najnowsza powieść autora trylogii science fiction “Metro 2033” to nie tylko bardzo udany kryminał, ale i realistyczny obraz współczesnej Rosji, w której, jak się można domyślić, wciąż bynajmniej nie śmieszno, a wyłącznie straszno. Glukhovsky, posiłkując się literacką fikcją, całkiem serio kreśli konfrontację szarego obywatela z aparatem władzy.
Po siedmiu latach spędzonych za kratami Ilja Goruniew wychodzi na wolność. Do więzienia trafił, ponieważ bronił swojej dziewczyny, na którą w moskiewskiej dyskotece zamierzał się podpity mundurowy. W akcie zemsty funkcjonariusz Gosnarkokontrolu - Państwowej Kontroli Narkotyków - major Piotr Chazin, przykleja Ilji zarzut handlu narkotykami właśnie. Porzucając więzienny pasiak, protagonista wraca do podmoskiewskiej Łobni.
Mimo przeoranego życiorysu Goruniew ma nadzieję na poprawę losu. Jednakże Glukhovsky nie rozczula się nad swoim bohaterem. Za rogiem nie czeka na Ilję nic dobrego.
Ilja pała żądzą odwetu za zmarnowane w zamknięciu lata i odebranie perspektyw na lepsze jutro. Kradnie więc Chazinowi telefon, w którego pamięci odkrywa dowody na szemrane interesy, prowadzone przez funkcjonariusza z dilerami. Zrabowanie tożsamości wydaje się Goruniewowi szansą na zdobycie potrzebnych pieniędzy i wyjście na prostą.
Autor zastosował bardzo ciekawy punkt zwrotny w swojej fabule. Zapowiadająca się na przewidywalną historia wymierzającego sprawiedliwość mściciela zyskuje nową płaszczyznę. Ilja rozpoczyna prywatne śledztwo w sprawie brudnych postępków swego antagonisty. Naśladując styl, będzie korespondował z jego rodzicami, dziewczyną i przełożonymi z pracy. A że bohaterowie preferują posługiwanie się wiadomościami tekstowymi – co też ułatwia sprawę Goruniewowi - wyjaśnia się geneza tytułu powieści.
Język, którym posługują się postacie, jest wiarygodny. Glukhovsky niezwykle starannie dopracował gwarę więzienną. Dialogi mafijnych gangsterów upstrzone soczystym, niekiedy wulgarnym słownictwem również przekonują. Dziwi nieco niezwykła sprawność, z jaką główny bohater, wyautowany przecież na siedem lat odsiadki, posługuje się smartfonem i aplikacjami w nim zainstalowanymi.
Akcja powieści rozkręca się miarowo – wyraźnie przyśpiesza po przejęciu przez Ilję telefonu Chazina. Narrator płynnie przenosi czytelników w nowe lokalizacje. A Glukhovsky, jako rodowity moskwianin, wiernie opisuje topografię stolicy i kulisy codziennego w niej egzystowania. Pod koniec czeka na czytelników kilka zaskakujących twistów, zakończenie zaś jest nieoczywiste.
Glukhovsky opowiada też o sporach wierchuszki resortów siłowych w Rosji (wplatając wątek ojca Chazina). Wizja jest smutna - pod płaszczykiem utworzenia silnego państwa i zaprowadzenia porządku trwa w kraju bezpardonowa, ordynarna walka o wpływy i przywileje. Autor dochodzi do niewesołej konkluzji, że gdy w tę zawieruchę wpadnie zwykły obywatel i zostanie oskarżony o cokolwiek, to szansę na udowodnienie swojej niewinności (sic!) będzie miał jedynie przed organami śledczymi. Gdy sprawa trafi do sądu, ten z automatu delikwenta skaże.
Glukhovsky podaje nam ciekawą choć gorzką w wymowie historię z szerokim tłem społeczno-politycznym współczesnej Rosji. Uderzający realizm świata przedstawionego sprawia, że “Tekst” mógłby równie dobrze być pozycją literatury faktu.
Dmitry Glukhovsky
“Tekst”
przeł. Paweł Podmiotko
Wydawnictwo Insignis
Kraków, 2017
366 s.