Powieści Monsa Kallentofta można kochać bądź nienawidzić. Jego sposób narracji jest tak specyficzny, że żadne pośrednie uczucia nie wchodzą w rachubę. Jak będzie w Waszym przypadku – zdecydujcie sami. Okazja ku temu jest świetna, bo właśnie pojawiła się pierwsza część nowego kryminalnego cyklu autorstwa szwedzkiego pisarza.
Wodne anioły to dalsza część przygód niepokornej komisarz policji z Linköpingu, Malin Fors. Tym razem jednak, po cyklu powieści inspirowanych porami roku, Kallentoft wziął na warsztat żywioły. Malin i jej kolegów z pracy czeka niezwykle trudne i poruszające dochodzenie.
W luksusowej willi w eleganckiej dzielnicy miasta zamordowano młode małżeństwo, Cecilię i Patricka Andergrenów. A ich adoptowana córeczka Ella zniknęła. Czy porwał ja zabójca? A może uciekła gdzieś sama, zobaczywszy, co się stało? Czy jeszcze żyje? Policjanci szybko wyszczególniają trzy kierunki śledztwa.
Być może tragedia ma swoje źródła w animozjach rodzinnych - Cecilia od lat pozostawała skłócona z siostrą. Podejrzane wydają się też kontakty Patricka w Wietnamie, gdzie pracował przez długi czas. Czy brał łapówki, za co teraz spadła na niego kara? Poza tym, czy adopcja Elli, właśnie z Wietnamu była legalna? Na jaw wychodzi coraz więcej prawnych niezgodności w sprowadzaniu dzieci z Azji do krajów Zachodu. Kallentoft rzuca miłość na wagę. Czyja miłość jest ważniejsza? Biologicznych rodziców, którzy jednak w skrajnej biedzie nie są w stanie zapewnić dziecku godnej przyszłości? Czy tych przybranych, z bogatego kraju, którzy tak bardzo pragną kochać, że są w stanie złamać niepodważalne etyczne reguły? W dodatku w sprawę wydaje się być wmieszana jedna z policjantek. Malin będzie musiała przezwyciężyć swój alkoholowy nałóg, oprzeć się kuszącej beczkowanej tequili, znaleźć mordercę i uratować małą Ellę.
Najsilniejszą stroną powieści Kallentofta jest moim zdaniem postać Malin Fors. Świetna policjantka, która nie boi się kierować intuicją i nie spocznie, póki nie dojdzie do prawdy. Beznadziejna matka, która, zbyt skupiona na sobie i alkoholu, zaniedbała wychowanie nastoletniej teraz Tove – czego skutki odczuwać będzie już zawsze. Czasem się stara, ale zazwyczaj jej nie wychodzi. I nie za bardzo ma wyrzuty sumienia. Z mężczyznami też nie ma szczęścia. Malin to alkoholiczka. Choć wie, że choroba powoli ją zabija, nie ma w sobie siły, a może i chęci, by się jej przeciwstawić. Fors jest słaba, złamana, a przy tym po prostu ludzka. Lubię tę bohaterkę.
Inaczej sprawa się ma ze wspomnianym już sposobem narracji Monsa Kallentofta. Przede wszystkim, Autor pisze w czasie teraźniejszym. Ma to swój cel – przykucie uwagi czytelnika do wydarzeń, które dzieją się właśnie teraz, podkręcenie napięcia. Użycie tego zabiegu od czasu do czasu ma uzasadnienie, jednak w całej powieści jest po prostu męczące. Do tego dochodzą pourywane zdania, równoważniki zdań, oderwane od tematu przemyślenia bohaterów. Poetyka? No, nie wiem. I o co chodzi z tymi przemawiającymi zza grobu zmarłymi? Wszystkie te językowe, stylistyczne czy techniczne kombinacje Kallentofta mogą urzekać. Mnie jednak nie przekonują.
Po powieść Kallentofta warto sięgnąć. Dla Malin Fors. I by przekonać się na własnej skórze, czy charakterystyczny styl Szweda nam odpowiada. Spróbujcie.
Mons Kallentoft
Wodne anioły
przeł. Anna Krochmal i Robert Kędzierski
REBIS
Poznań, 2013
429 s.